Strona:PL Lord Lister -71- Trzy zakłady.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Marholm, weźcie wezwanie — rzucił, wróciwszy do gabinetu. — Wypiszecie na nim nazwisko lorda Aberdeena... Niech się stawi u sędziego śledczego.
— Pan wzywa swego najlepszego przyjaciela, lorda Aberdeena do sądu? — zapytał Marholm, udając zdziwienie.
— Nie wtrącajcie się do nieswoich spraw.
Marholm zabrał się do wykonania polecenia.
— A teraz napiszcie skargę do sądu:
„Inspektor Policji Scotland Yardu oskarża lorda Aberdeena, zamieszkałego w Regent Parku pod nr. 12 o to, że ub. nocy dopuścił się wprowadzenia władzy w błąd. Udzielił inspektorowi Baxterowi telefonicznie fałszywych wyjaśnień, podszywając się pod nazwisko Rafflesa. Oświadczył bowiem, że dokonał włamania do willi lorda Suffolka i lorda Hammera. Wobec powyższego, wnoszę o ukaranie lorda Aberdeena zgodnie z przepisami prawa“.
Teraz wszystko stało się dla Marholma jasne: inspektor Baxter wstał tak rano, ponieważ zaalarmowano go w nocy fałszywym raportem.
— Zanieście to natychmiast do sędziego. Ja zaś przejdę się trochę i wrócę do biura dopiero wieczorem.
— Dzięki Bogu — mruknął pod nosem Marholm. — Przynajmniej zostanę sam.
Zaledwie wyszedł, Marholm wyciągnął fajkę i zapalił ją. Postanowił wypłatać inspektorowi nowego figla. Wziął kopertę z urzędowym nadrukiem i wypisał na niej nazwisko oraz adres lorda Aberdeena.
— Doskonale! — mruknął z zadowoleniem. — Lord przynajmniej dowie się jak jego sprawy wyglądają. A sędzia nigdy nie dostanie tego pisma.
Zadzwonił. Do gabinetu wszedł dyżurny policjant.
— Odnieście ten list... Bardzo pilne — rzekł Marholm.

Zadziwiająca historia

Było już po południu. Charley Brand po sutym obiedzie siedział w fotelu i przeglądał dzienniki. Nagle do pokoju wszedł lokaj i zbliżył się do niego z wielce zafrasowaną miną.
— Bardzo przepraszam, mister Brand... Jakiś policjant pragnie mówić z lordem Aberdeenem.
W pierwszej chwili Charley doznał niemiłego Uczucia. Po raz pierwszy policjant zjawiał się w Willi w Regent Parku.
— Trzeba będzie przestrzec o tym lorda Aberdeena...
— Lepiej byłoby, aby pan to sam uczynił. — rzekł lokaj bojaźliwie. — Wie pan przecież, że lord nie lubi, aby mu przeszkadzać kiedy śpi... Wrócił tej nocy bardzo późno.
Charley udał się więc na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się sypialnia Rafflesa i zapukał do drzwi w umówiony sposób.
— Proszę wejść — odezwał się głos Rafflesa — cóż tam takiego? — dodał na widok wchodzącego przyjaciela.
— Wybacz, że ci przeszkadzam... Jakiś policjant czeka w hallu.
— Trudno... Wprowadź go tutaj — odparł ziewając.
— Chcesz więc go przyjąć? Czy nie sądzisz, że byłoby lepiej, gdybym ja go przyjął zamiast ciebie?
— Dlaczego?... Nie widzę żadnego niebezpieczeństwa.
Charley uspokojony nieco zeszedł na dół i polecił lokajowi, aby wprowadził policjanta.
Mimo to, nie był zupełnie pewny, jaki obrót weźmie ta nieprzyjemna sprawa. Dopiero gdy usłyszał odgłos zatrzaskających się za policjantem drzwi odetchnął z ulgą.
W pół godziny później, Raffles zjawił się w jadalni. Sekretarz spostrzegł od razu, że był w doskonałym humorze.
— Wspaniała historia, drogi Charley — zaczął Raffles. — Dzięki niezwykłemu przypadkowi, otrzymałem dziś rano od mego przyjaciela Baxtera list, który mnie szczerze ubawił.
Podsunął Charleyowi kopertę, wręczoną mu przez policjanta. Charley zapoznał się z treścią listu i wybuchnął śmiechem.
— Nic nie rozumiem — rzekł. — W jaki sposób dostała się w twoje ręce skarga, skierowana do sędziego śledczego, a zawierająca zarzuty przeciwko tobie?
— Można to bardzo łatwo wytłumaczyć... O ile się nie mylę, mój przyjaciel Marholm chciał w ten sposób splatać figla swemu zwierzchnikowi... Dlatego też wypisał na kopercie mój adres... Jeśli pomyłka ta się wykryje, powie po prostu, że napisał zły adres... Dzięki temu zostałem w porę poinformowany o najświeższym pomyśle Baxtera. Sędzia natomiast nie będzie o niczym wiedział.
— Otóż i to właśnie... Poznaję w tym rękę Marholma.
— Dziś wieczorem, w klubie wiadomość tą wywoła sensację.
— Oczywiście — odparł Charley. — Niestety, znów nie wiem o niczym. W jaki sposób Baxter dowiedział się o twoim pobycie w Hampton?
— Zaraz ci to wytłumaczę. Wiesz, że założyłem się z lordem Hammerem i Suffolkiem o to, że zdołam zabrać z ich pałaców pewne przedmioty. Zakład ten obostrzony był pewnymi warunkami... Miałem działać na sposób Rafflesa. Wygrałem i wczoraj zainkasowałem dziesięć tysięcy funtów. Jeden z tych panów rzucił uwagę, że Raffles zwykł o swych wyczynach zawiadamiać Baxtera. Obiecałem więc mu, że i ja uczynię to samo... Zatelefonowałem do Baxtera i wysłałem go do Hampton.
Około godziny trzeciej w nocy obudził z głębokiego snu obu mych przyjaciół... Przypuszczam, że jednemu z nich wyrwało się moje nazwisko i na tym tle powstał pomysł Marholma, który korzysta z każdej okazji aby zakpić sobie ze swego zwierzchnika, Oto w krótkich słowach cała sprawa.
Charley wybuchnął śmiechem.
— Należałoby zawiadomić o tym pisma — rzekł.
— Jeszcze nie czas na to. Mam jeszcze jeden zakład. Jeśli uda mi się go wygrać, zredagujemy odpowiedni artykuł i poślemy do gazet.
— Jaki znów zakład?
— Założyłem się, że lord Turrinigton, skarbnik królewski, wypłaci mi dość znaczną sumę, nie wiedząc kim jestem. Wypłaty tej dokona do rąk osoby trzeciej. Będzie to kawał jeszcze zabawniejszy od wyprawy do Hampton.
— Nie wiem, czy ci się to uda, — odparł Charley, potrząsając głową. — Lord Turrington to szczwany lis... Ponadto chodzi tu o pieniądze państwowe. Czy w ten sposób nie ściągniesz na swoją głowę nieprzyjemności?
— Nie... Obmyśliłem sobie dokładnie całą rzecz: Turrington nie piśnie słowa, gdyż inaczej mu-