Przejdź do zawartości

Trzy twarze Józefa Światły/Wstęp

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Andrzej Paczkowski
Tytuł Trzy twarze Józefa Światły
Podtytuł Przyczynek do historii komunizmu w Polsce
Rozdział Wstęp
Wydawca Prószyński Media Sp. z o.o.
Data wyd. 2009
Druk Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Wstęp

„Przykro mi, ale zmuszony jestem zakłócić harmonię pana wypieszczonego artykułu (...) Dla mnie Światło bowiem (...) miał tylko jedną twarz — wredną twarz sowieckiej kanalii, która od dawna już gnije na śmietniku historii wśród podobnych mu sługusów sowieckich i byłych zarządców exsowieckiego protektoratu, państwa bezprawia pod tytułem: peerel” — napisał do mnie pan Maciej Świerczyński po opublikowaniu w dzienniku „Rzeczpospolita”, w grudniu 2003 r., obszernego artykułu noszącego taki sam tytuł jak książka, którą niniejszym poddaję pod osąd czytelników.
Nie ma powodów, aby nie zgadzać się z tą opinią. W pamięci tysięcy ofiar bezpieki i ich bliskich, a także w myślach i tekstach tych, którzy teraz badają losy tych ofiar, Józef Światło personifikuje tragiczne lata w dziejach narodu. Jest także jedną z niewielu osób, które uosabiają całe zło komunistycznego reżimu, również i to, które było popełniane w latach, gdy on sam jako uciekinier przebywał po drugiej stronie Atlantyku. Rzeczywiście — osobiście aresztował i znęcał się nad setkami osób o różnej proweniencji ideowej czy politycznej, na mocy jego rozkazów aresztowano tysiące ludzi, należał do elity organizacji, która bez żadnych wątpliwości była instytucją zbrodniczą, służyła zaprowadzeniu i umocnieniu w Polsce przestępczego systemu politycznego, uciekając się w tym celu do masowych morderstw i dążąc do upodlenia tysięcy ludzi. W imię śmiercionośnej ideologii i dla własnego interesu służyła zniewoleniu narodu.
Czyż jednak ma to oznaczać, iż nie należy próbować opisać zarówno samej ideologii i systemu, który się z niej wywodził, jak i instytucji, które powstały, aby ideę tę wcielać w życie? A jeśli można (należy) takie próby podjąć, to czy przestają obowiązywać zwykłe standardy poznawcze? Nie ma nic zdrożnego w tym, że ktoś ograniczy swój opis do jednego tylko wątku czy problemu, np. koncentrując się na tym, jak i kto tych zbrodni dokonywał, albo kim były i jak cierpiały ofiary. Jeśli zaś decyduje się na przedstawienie kata, to nie interesuje go, kim on był, zanim wziął do ręki topór ani co się z nim działo, gdy przeszedł na emeryturę. Nie jest to jednak jedyny uprawniony sposób pisania o historii. Można przecież starać się objaśnić, dlaczego kat podjął się wykonywania tej funkcji, jakie miał motywy, jak długo wytrwał na stanowisku, w jakich okolicznościach i z jakich powodów przestał je pełnić, czy czynności, które gorliwie wykonywał, pozostawiły w nim jakiś ślad, czy poniósł karę lub uznał, że musi dokonać ekspiacji? Pytania te same w sobie nie są zdrożne i uważam, że można je uznać nie tylko za zasadne, a nawet niezbędne, jeśli nie chcemy ograniczać się do historii jednowymiarowej, która może jest moralnie słuszna, lecz grozi jej, że stanie się uboga i po prostu mniej interesująca. Dlatego uparłem się, aby opisać nie tylko, jedną, wredną twarz sowieckiej kanalii”, ale i inne. Oczywiście, jeśli na nie natrafię. Jak mi się wydaje — natrafiłem.
Postać Józefa Światły zainteresowała mnie nie tylko jako przykład kogoś, kto stał się katem, a później publicznie porzucił to „miejsce pracy”, aczkolwiek opisanie jej może być ciekawe. Wydaje mi się ponadto, że łatwiej będzie pokazać niektóre mechanizmy aparatu terroru, opisując człowieka, który w nim bezpośrednio uczestniczył, a nawet odegrał znaczącą rolę w kluczowym okresie tworzenia systemu opartego na represji, kontroli nad społeczeństwem i podporządkowywaniu go sobie. Jakkolwiek ci wszyscy, którzy należeli do tego aparatu, działali w ramach określanych przez struktury, procedury i wewnętrzne zwyczaje, to jednak „czynnik ludzki” miał istotne znaczenie: przecież to jakaś konkretna osoba podejmowała decyzje i wydawała rozkazy, to ktoś konkretny przesłuchiwał i — jeśli uważał za niezbędne lub inaczej nie potrafił — bił i torturował. Krótko mówiąc, uznałem, że osoba Światły może być kimś w rodzaju przewodnika po pewnej części labiryntu bezpieki czy medium, przy pomocy którego możemy choć trochę wniknąć w tam ten trudno rozpoznawalny świat.
Drugi powód zewnętrzny, nieosobowy, dla którego stwierdziłem, że warto zająć się Józefem Światłą jest trudniejszy do przedstawienia, ponieważ dotyczy bardzo drażliwego, obarczonego wieloma stereotypami i emocjami problemu. W 1991 r., pochodzący z Polski szwedzki socjolog Jaff Schatz, opublikował w prestiżowym wydawnictwie University of California Press pokaźną książkę The Generation. The Rise and Fall of the Jewish Communists of Poland. Ostatnie z użytych w tym tytule określeń jest trudne do przełożenia. Być może, jak proponuje Konstanty Gebert, należałoby je przetłumaczyć jako „polscy żydowscy komuniści” lub „żydowscy komuniści z Polski”. Autor objaśnia czytelników, że chodziło mu o przedstawienie — przy użyciu narzędzi raczej z repertuaru socjologa niż historyka, tj. na podstawie zebranych ponad stu relacji i ankiet, ale bez studiowania dokumentów i przeszukiwania archiwów — zbiorowych losów tych polskich Żydów „urodzonych około 1910 r.”, którzy „przyłączyli się do ruchu komunistycznego na przełomie lat 20. i 30., przeżyli II wojnę światową w Związku Sowieckim i po wojnie odbudowywali swoje życie w Polsce. Dwie i pól dekady później [chodzi o rok 1968], ponieśli klęskę i ponownie stali się wygnańcami, opuszczając Polskę jako resztki polskiego żydostwa”. Schatz uważa, iż grupa ta — której liczebności nie sposób precyzyjnie określić, ale mogła liczyć nawet ponad tysiąc osób — spełnia kryteria przyjęte przez słynnego socjologa Karla Mannheima dla „generation unit” i dlatego zatytułował swoją książkę The Generation — Pokolenie.
Pośród cech charakteryzujących Pokolenie były trajektoria i chronologia awansu. Przed wojną znajdowało się ono na marginesie polskiego (zaś z uwagi na komunizm de facto także żydowskiego) życia publicznego, a status społeczny nawet tych jego przedstawicieli, którzy należeli do warstw zamożniejszych, był stosunkowo niski. Bariery etniczne istniejące w Polsce utrudniały im — w wielu zawodach wręcz uniemożliwiały — dostęp do stanowisk państwowych, a nadto byli za młodzi, aby osiągnąć wyższe szczeble kariery zawodowej lub w ogóle na serio ją rozpocząć. W latach wojny ludzie należący do Pokolenia ocaleli z Holokaustu, który pochłonął ogromną większość ich bliskich i znajomych, przeszli przez okres wegetacji na sowietyzowanych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej, a później poniewierkę i poniżenia: deportacje w 1940 r. lub chaotyczną ewakuację z czerwca 1941 r., gdy III Rzesza rozpoczęła kolejny Blitzkrieg, nędzny żywot w kazachskich kołchozach, poduralskich lub ałtajskich „gospodarstwach leśnych” czy też służbę w strojbatalionach, na wpół karnych jednostkach Raboczo-Krestianskoj Krasnoj Armii.
Po zakończeniu wojny i powrocie do Polski — choć często nie był to powrót do Małej Ojczyzny, bo ta została „za Bugiem” — okazało się, że Pokolenie stało się zbiorowością, która osiągnęła niespodziewany i ogromny sukces: jego członkowie byli w wieku największej aktywności zawodowej (mieli po 30-40 lat), a zarazem zdolności do adaptacji w zmienionej sytuacji, stwardnieli przez lata, nabrali dodatkowego poczucia wspólnoty dzięki pobytowi w podobnych warunkach, zwłaszcza gdy po „amnestii” z 1941 r. byli skupieni przez kilka lat w paru miastach sowieckiej Azji Środkowej. Głównym atutem Pokolenia stało się jednak dawne zaangażowanie jego członków w komunizm, budowana właśnie „nowa Polska” musiała mieć bowiem oparcie w osobnikach oddanych, ideowych i sprawdzonych, a takich nie było zbyt wielu. Do partii komunistycznej (PPR) masowo i coraz chętniej napływali ludzie z różnych grup, głównie z nizin społecznych, zwłaszcza młodzi. Nie brakowało też — a nawet przeciwnie: było ich aż zbyt wielu — konformistów, którzy dobrze wyczuli czym jest PPR: „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy” — deklarował jej przywódca, Władysław Gomułka, w czerwcu 1945 r. Prognoza ta spełniała się przez kolejne 44 lata. Jednak masa ideowych nuworyszy, nawet jeśli ich lojalność nie budziła zastrzeżeń, była w większości niegramotna, nie miała doświadczenia politycznego, a przede wszystkim nie przeszła testu wierności liczonego w latach odsiedzianych w „sanacyjnych więzieniach”. Toteż ludzie z Pokolenia trafili do wszystkich ogniw władzy, w których wymagane były wierność i oddanie: aparatów partyjnego, państwowego, gospodarczego, propagandowego (cywilnego i wojskowego), a także bezpieczeństwa. Jako zbiorowość pierwszą klęskę Pokolenie przeżyło jednak nie w 1968 r., jak pisze Schatz, ale już w 1956 r., kiedy na wyższe szczeble władzy zaczęła wdzierać się generacja nie tylko młodsza, lecz przede wszystkim nie mająca „obciążeń narodowościowych”. To wtedy nastąpił pierwszy exodus pewnej grupy „Jewish communists of Poland”, gdyż wielu z nich uznało, że komunizm, nie ten wyobrażony i wyśniony, a ten realnie istniejący, zdradził ich, łykając w ojczyźnie światowego proletariatu bakcyla sowieckiego szowinizmu, a nad Wisłą polskiego nacjonalizmu. Większość jednak dotrwała do 1968 r.
Przez wiele lat Józef Światło (do 1944 r. Izak Fleischfarb) był, jeśli nie typowym, to bliskim wzorcowego, przedstawicielem Pokolenia: przed wojną komunizował, wojnę spędził najpierw w sowieckim obozie pracy, potem w Kazachstanie, aby następnie przywdziać szynel żołnierza dywizji „kościuszkowskiej” i walczyć pod Lenino; w 1944 r. został przeniesiony do aparatu bezpieczeństwa, w którym szybko objął umiarkowanie wysokie stanowiska (zastępca szefa w trzech kolejnych WUBP). Nawet jego późniejszy awans na wicedyrektora departamentu MBP można uznać za mieszczący się w „pokoleniowej normie”. Wyłamał się jednak z niej już w końcu 1953 r., gdy zdecydował się przejść na drugą stronę żelaznej kurtyny, a przede wszystkim, gdy zgodził się na odegranie głównej roli w wielkiej kampanii propagandowej trwającej od października 1954 r. przez wiele miesięcy. Rozegrano ją w serii audycji Radia Wolna Europa (RWE) zatytułowanej „Za kulisami bezpieki i partii”, a emisje radiowe zostały wzmocnione przerzuceniem do kraju przy pomocy balonów setek tysięcy egzemplarzy broszury z wyborem tekstów z tych audycji. Gdy więc w 1957 r. niektórzy jego koledzy z bezpieki rozczarowani utratą stanowisk i coraz silniej przejawiającym się w partii komunistycznej nacjonalizmem emigrowali do Izraela, Światło był konsultantem CIA, a swymi wypowiedziami radiowymi i wystąpieniami prasowymi usiłował wpływać na wydarzenia w Polsce.
Użyłem tu neutralnego określenia Pokolenie, ale w licznych publikacjach i w obrębie pewnej części dyskursu publicznego stosuje się inne: żydokomuna. Określenie to wywodzi się jeszcze z lat 20., z okresu wojny polsko-bolszewickiej 1920 r., gdy jednym z głównych argumentów w arsenale polskiej propagandy patriotycznej było przedstawianie bolszewickiego niebezpieczeństwa w odstraszającej postaci osobnika będącego mieszanką zdziczałego mużyka o rysach Azjaty i podstępnego Żyda. Muszę czytelników tej książki uspokoić — lub rozczarować — ale nie zamierzam wchodzić w debatę, w której rzadkie są głosy spokojne i racjonalne, a przeważają emocje, nieraz rozpalone do czerwoności. Zainteresowanych odsyłam do obfitej literatury — od prac Jana Tomasza Grossa, przez eseje Krystyny Kersten czy Henryka Szlajfera, po dytyramby Jerzego Roberta Nowaka. Sam zaś deklaruję, że jednym z zamiarów, które mi przyświecały przy pisaniu tej książki, a właściwie przy podejmowaniu decyzji, żeby ją napisać, była próba przedstawienia problemu Pokolenia, czyli żydokomuny, na przykładzie jednej tylko osoby — Józefa Światły. Wskazywany był on nieraz jako najbardziej typowy przedstawiciel gatunku, co uważam za poważne uproszczenie, kryterium zaliczenia do Pokolenia nie wymaga bowiem piastowania stanowisk akurat w bezpiece, gdyż większość trafiła do innych jednostek aparatu władzy. Ponadto Światło znacznie wcześniej niż większość jego pokoleniowych druhów poróżnił się z komunizmem, a może po prostu się go przestraszył. Wychodzi na to samo: uciekł z państwa komunistycznego, a być może — choć zapewne nie od razu lub wręcz nigdy, tego nie wiem — okazał się zbiegiem także z obszaru ideologii stojącej u podstaw tego państwa. W tamtym czasie (do 1956 r.) było to działanie absolutnie wyjątkowe i z tego powodu nie może być on traktowany jako przykład „typowy”. Nie unieważnia to jednak, mam nadzieję, dokonanego przeze mnie wyboru.
Krótko mówiąc: postanowiłem napisać biografię Fleischfarba/Światły po pierwsze dlatego, że podejmując decyzję o ucieczce, stał się Kimś, osobą, która wywarła duży wpływ na wydarzenia w Polsce, a więc choćby z tego powodu wartą przedstawienia; po drugie dlatego, że mam nadzieję, iż pokazanie jego aktywności w bezpiece daje możność w miarę interesującego przedstawienia niektórych działań tej instytucji; dlatego wreszcie, że problem stereotypu żydokomuny jest wciąż ważny w naszym życiu publicznym, a Światło jest jak mało kto silnie wpisany w ten stereotyp.
Jednak żeby zrobić to na tyle rzetelnie, na ile potrafię, musiałem podzielić życie tego Żyda i komunisty na fragmenty, tak, żeby zobaczyć różne role w jakich występował, a także przyjrzeć się przemianom jakie w nim zachodziły. Stąd tytuł tej książki i jej konstrukcja: „twarz pierwsza”, czyli Izak Fleischfarb od urodzenia do jesieni 1944 r., „twarz druga”, czyli Józef Światło jako ważna osobistość w aparacie terroru i „twarz trzecia”, czyli tenże Światło, który głośno mówiąc to, co powszechnie wiedziano, ale ze strachu skrywano, przyczynił się do kryzysu zaufania w komunistycznej elicie władzy, co wymusiło istotne zmiany w aparacie bezpieczeństwa. „Twarz czwarta”, czyli żywot uciekiniera pod ochroną CIA gdzieś w Stanach Zjednoczonych Ameryki nie jest objęta tytułem, nieco dalej wytłumaczę dlaczego.
Dodatkowym bodźcem do podjęcia tematu był fakt, że o ile nie brakuje na naszym rynku wydawniczym publikacji o strukturach, procedurach i ofiarach bezpieki, o tyle prawie nie ma monograficznych publikacji o jej ludziach czy też funkcjonariuszach, których część była zresztą raczej potworami niż ludźmi. W istocie opublikowano do tej pory dwie takie prace. Są to książki Barbary Fijałkowskiej Borejsza i Różański. Przyczynek do dziejów stalinizmu w Polsce oraz Krzysztofa Lesiakowskiego Mieczysław Moczar „Mietek”. Biografia polityczna. Obie oparte są na solidnej kwerendzie archiwalnej — a praca Fijałkowskiej ponadto na relacjach składanych Autorce osobiście przez Różańskiego, jednak biografia Różańskiego powstała w okresie (druk w 1995 r.), gdy nie były dostępne niemal żadne dokumenty bezpieki, co siłą rzeczy zubożyło ją pod względem faktograficznym, a konieczność „dzielenia” uwagi między dwóch braci Goldbergów (nazwisko rodowe Jerzego Borejszy i Józefa Różańskiego) zmusiła autorkę do ograniczenia wywodu. Ponadto więcej uwagi poświęciła Borejszy, dziennikarzowi i wydawcy, autorowi sloganu o „łagodnej rewolucji”, która miała się jakoby odbywać w Polsce, niż Różańskiemu, który znacznie bardziej niż Światło zasłużył na miano oberkata, gdyż przez pięć lat stał na czele pionu śledczego bezpieki, najbardziej złowrogiej komórki złowrogiego Resortu. Niemniej książka Fijałkowskiej stanowi ważny przyczynek do poznania aparatu terroru, a także daje pewne możliwości konfrontacji podczas pisania opracowań o innych sługach komunistycznego Zła. Podobnie należy ocenić rozprawę Lesiakowskiego, choć jego bohater stosunkowo krótko działał w bezpiece w czasach, gdy jej funkcjonariuszem był Światło, gdyż został odsunięty na „boczny tor” w 1948 r. (by wrócić do resortu osiem lat później). Różnego rodzaju biogramy niektórych ubeków — raczej krótsze niż dłuższe — znajdują się w pracach zbiorowych, w wydawnictwach dokumentacyjnych lub w przypisach czy aneksach do licznych opracowań, ale jak dotąd nie powstała (poza wspomnianą wcześniej) żadna biograficzna monografia. W każdym razie do chwili gdy piszę te słowa, nie została opublikowana. Na pewno jednak prace są w toku i można mieć nadzieję, że niebawem wzbogacą naszą wiedzę o bezpiece.
Powstało już parę nieco obszerniejszych tekstów biograficznych o Światłe. Jacek Topyło opublikował w internetowej edycji czasopisma „Glaukopis” artykuł w cyklu Dossier oprawców, który jest oparty głównie na aktach osobowych (teczce personalnej) Światły, znajdujących się w archiwum IPN. Zacznie bogatszą bazę źródłową wykorzystała Anna Sobór do napisania artykułu Podpułkownik Józef Światło — mit i rzeczywistość, ogłoszonego w czasopiśmie „Studia Historyczne”. Koncentruje się ona jednak na reakcjach na ujawnienie obecności Światły za oceanem, a pozostałą część drogi życiowej zbiega opisuje pobieżnie. Najobszerniejszym „podejściem” do biografii osławionego ubeka jest książka Henryka Piecucha Józef podpułkownik Światło inflagranti i..., która ukazała się w 2003 r. Piecuch, mój znajomy z czasów, gdy wspinałem się w Tatrach, od wielu lat zajmuje się opisywaniem tajemnic bezpieki i wszelakich służb specjalnych, ma sporą, choć mało usystematyzowaną wiedzę na ten temat, która w dużym stopniu pochodzi z okresu, gdy przygotowywał — z inicjatywy MSW — wywiad-rzekę z Władysławem Pożogą. Ten wywiad ukazał się w 1987 r. pod nieco ciężkawym tytułem Siedem rozmów z generałem dywizji Władysławem Pożogą, I zastępcą ministra spraw wewnętrznych, szefem wywiadu i kontrwywiadu. Piecuch jest też autorem wydanej w 1990 r. książki Rozmowy z [Anatolem] Fejginem, tym funkcjonariuszem bezpieki, który przez kilka lat był bezpośrednim zwierzchnikiem Światły. Jest to ciekawa i ważna książka, zawierająca wiele informacji o tamtych faktach i ludziach.
Można więc sądzić, że Piecuch był dobrze przygotowany do napisania biografii Światły. Jednak, jak sam stwierdza, to, co napisał, „to książka magma. Książka chaos. Książka labirynt”. Całkowicie zgadzam się z tą opinią. Jest w niej nie tylko wielkie materii pomieszanie czy wiele bardzo ryzykownych hipotez o cechach konfabulacyjnych, przytaczanych jako pewniki, choć bez żadnych materialnych dowodów. Ponadto autor ucieka przed poszukiwaniami źródłowymi w fikcję, wprowadza do narracji postaci z najróżniejszych epok w dziejach PRL (od Bieruta po Jaruzelskiego, od Światły po Kuklińskiego). Najwyraźniej chce epatować czytelnika. Z zawodowego obowiązku przeczytałem ją, tak jak z podobnych powodów czytałem inne książki Piecucha (do jednej z nich nawet napisałem coś w rodzaju wstępu) i stwierdziłem, że jej ukazanie się nie stoi na przeszkodzie próbie napisania rzeczowej biografii Światły, a nawet skłania do podjęcia się takiego zadania, gdyż liczba znajdujących się w niej pomyłek faktograficznych, fałszywych tropów i zwykłych bujd jest tak znaczna, iż książka ta po prostu wprowadza w błąd, powiela i wzmacnia stereotypy, pogłoski i plotki. Nie znaczy to, że nie da jej się czytać.
Szeroko rozumianej literatury przedmiotu w ostatnich latach przybywa, co w istotnym stopniu wynika z otwarcia dostępu do dokumentów bezpieki oraz podjęcia przez Instytut Pamięci Narodowej szeregu projektów badawczych dotyczących aparatu terroru. Dostarczają one informacji, ustaleń czy opinii, przydatnych w pracy, której się podjąłem, ale dla tej książki zasadnicze znaczenie mają badania nad Biurem Specjalnym i X Departamentem MBR instancjami, które istniały w latach 1949-1954 i w których Józef Światło pełnił funkcje kierownicze. Dotychczasowa wiedza na ich temat została podsumowana w pracy zbiorowej Departament X MBP. Wzorce — struktury — działanie wydanej w 2007 r. pod redakcją Konrada Rokickiego. Niewątpliwie, bez badań przeprowadzonych przez redaktora tego tomu (o kadrze X Departamentu), przez Pawła Cerankę (o reperkusjach ucieczki Światły i rozwiązaniu X Departamentu), Roberta Spałka (o poszukiwaniu „wroga wewnętrznego” w partii komunistycznej), Jerzego Eislera (o uwięzieniu Władysława Gomułki), Mariusza Krzysztofińskiego (o aparacie terenowym X Departamentu) i Krzysztofa Szwagrzyka (o procesach funkcjonariuszy MBP w latach 1955-1958), opisanie kluczowego fragmentu biografii Światły byłoby bardzo utrudnione. Nie natrafiłem na tak solidne zaplecze w postaci opublikowanych już wyników badań nad innymi komórkami bezpieki, w których działał Światło, tj. o wojewódzkich urzędach bezpieczeństwa publicznego (WUBP) w Warszawie, Olsztynie i Krakowie. Do wcześniejszych okresów jego biografii istnieje sporo opracowań ogólnych np. o ruchu komunistycznym w Krakowie w latach 30. (m.in. Andrzeja Pilcha) czy dywizji „kościuszkowskiej”. Jeśli jednak w ogóle pojawia się w nich nazwisko „Fleischfarb”, to wyłącznie w aneksach dokumentacyjnych (np. w spisach odznaczonych za udział w bitwie pod Lenino). Nieźle udokumentowany w publikacjach jest natomiast jeden z najważniejszych epizodów w biografii Światły, a mianowicie jego udział we wspomnianej już kampanii propagandowej RWE, która opisana jest zarówno we wspomnieniach Jana Nowaka-Jeziorańskiego (Wojna w eterze), jak i w monografii Pawła Machcewicza „Monachijska menażeria ”, walka z Radiem Wolna Europa 1950-1989. Trochę elementów biograficznych znajduje się w świetnie opracowanej, powszechnie znanej książce Zbigniewa Błażyńskiego Mówi Józef Światło. Za kulisami bezpieki i partii 1940-1955. Książka ta jest dla wielu osób głównym źródłem informacji nie tylko o MBR ale także o samym jej bohaterze. Korzystałem z wielu opracowań i artykułów, począwszy od Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych ziem słowiańskich z lat 80. XIX w., aby opisać region, z którego Światło pochodził; starałem się też poznać inne „krajobrazy” na których tle rozgrywało się jego życie. Szukałem informacji w internetowych bazach danych, nie znalazłem w nich jednak nic ważnego dla tematu tej książki. Nazwisko Światły pojawia się w wielu różnego rodzaju relacjach, ale są to przekazy nader fragmentaryczne (jak te, które dotyczą jego udziału w rozbijaniu konspiracji akowskiej w latach 1944-1945) lub obejmują efekty demaskatorskich audycji RWE (jak rozmowy Teresy Torańskiej z polskimi prominentami epoki stalinowskiej w książce Oni). Dla poznania losów Światły dosyć ważne są wspomnienia Theodore’a Shackleya, oficera CIA, który jako pierwszy przesłuchiwał zbiega zza żelaznej kurtyny. Niestety, relacja o jego spotkaniach ze Światłą jest bardzo krótka. Ciekawym przyczynkiem są — wydane także po polsku — wspomnienia Hermanna Fielda (Opóźniony odlot), Amerykanina, którego Światło osobiście aresztował w sierpniu 1949 r. i nadzorował w czasie pobytu w więzieniu. Prawie pięćdziesiąt lat po tym wydarzeniu miałem okazję poznać Fielda, którego nienawiść do prześladowcy wprawdzie już wyblakła, ale wspominał go wciąż z abominacją. Natomiast zaprzyjaźnił się z ubekiem, który się nim zajmował, gdy w październiku 1954 r. przeniesiono go z więzienia do eleganckiej willi rządowej. Ku memu zaskoczeniu, Field traktował tego funkcjonariusza prawie jak wybawcę, choć koniec swych cierpień zawdzięczał w rzeczywistości temu, który go aresztował: jedną z pierwszych informacji, które od Światły poszły w świat po ujawnieniu jego ucieczki, była właśnie ta o uwięzieniu Fielda. Nie udało mi się dotrzeć do innych osób, które znały Światłę w różnych okresach jego życia, gdyż większość z nich już nie żyje. Nie powiodły się próby zdobycia informacji od rodziny Światły, choć syn podpułkownika okazał mi życzliwość i usiłował pomóc, ale ostatni raz widział ojca gdy miał niewiele ponad 4 lata i właściwie w ogóle go nie pamięta. Rodzinne dokumenty (takie jak listy) i pamiątki (np. zdjęcia), jak mi powiedział, nie zachowały się. Nie żyją już żona Światły ani żadna z czterech jego sióstr.
Podstawą mojej próby rekonstrukcji biografii słynnego uciekiniera stały się więc silą rzeczy dokumenty znajdujące się w archiwach. Nie obliczyłem, ile ich przeczytałem, ale były to setki tomów zawierających tysiące dokumentów i liczących z pewnością grubo ponad 20 tys. stron. Poczynając od akt z Archiwum Państwowego w Krakowie, dotyczących działalności Fleischfarba w komunistycznej młodzieżówce (w tym jego procesu z 1936 r.) czy losów jego rodziny w czasie okupacji niemieckiej, przez znajdujące się w Centralnym Archiwum Wojskowym dokumenty 12 pp Ziemi Wadowickiej, w którym służył w latach 1938-1939 (łącznie z kampanią wrześniową) i 1 DP im. Tadeusza Kościuszki, po dokumenty najwyższych władz partii komunistycznej z warszawskiego Archiwum Akt Nowych czy przechowywane w Archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych depesze związane z ujawnieniem obecności Światły w Waszyngtonie.
Kluczowe dane znajdują się jednak w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Ich ilość wynika bezpośrednio z ucieczki Światły, a przede wszystkim z rozpoczęcia wielkiej kampanii propagandowej z jego udziałem. Najpierw w końcu grudnia 1953 r. — parę tygodni po zniknięciu — a później 29 września 1954 r., powołano w MBP specjalne komisje, których zadaniem było zarówno sprawdzenie przebiegu całego życia zbiega i zdrajcy, w tym szczególnie tego, co robił przed wojną (szperano w tym celu m.in. w materiałach pozostałych po krakowskiej komendzie Policji Państwowej), jak i ustalenie zakresu jego aktywności w bezpiece oraz zebranie opinii o nim. W wyniku prac tych komisji powstały liczne raporty, zestawienia i sprawozdania (w tym ze wszystkich departamentów operacyjnych MBP i z większości wojewódzkich instancji bezpieki) oraz kilkadziesiąt relacji, oświadczeń i zeznań składanych przez zwierzchników, współpracowników i podwładnych, a także przez znajomych sprzed 1945 r. i członków rodziny. Korzystanie z relacji, zwłaszcza powstałych w październiku i listopadzie 1954 r., czyli po ujawnieniu się zbiega, wymaga specjalnej ostrożności, gdyż piszący je mieli naturalną tendencję do przedstawiania sylwetki Światły w czarnych barwach. Któż by odważył się mówić dobrze o renegacie? To pewne, że gdyby Światło nie uciekł, dokumenty te albo by w ogóle nie powstały (relacje), albo byłyby rozproszone w dziesiątkach miejsc i do większości nie udałoby się dotrzeć. No ale gdyby nie uciekł, byłby postacią niemal anonimową, która dziś interesowałaby może kilkunastu specjalistów zajmujących się systemem represji. Kto pamięta o takich tuzach bezpieki jak Kazimierz Michalak czy Józef Dusza?
Znaczną pomocą w korzystaniu z dokumentów zgromadzonych przez komisje MBP jest fakt, że nie są one rozproszone, a więc łatwo je znaleźć. W archiwach IPN są jednak także dokumenty bezpośrednio dotyczące Światły, które znajdują się w różnych zespołach aktowych: od dokumentów z okresu jego działalności w krakowskim WUBP (1947-1948), przez protokoły zebrań komórki PZPR w MBR do której Światło należał (notabene są one bardzo ciekawe), po dokumenty wywiadu dotyczące rozpracowywania go po ucieczce. Stanąłem więc przed tradycyjnym problemem większości historyków zajmujących się dziejami najnowszymi: embarasse de richesse.
Z jednym, a właściwie z dwoma wyjątkami: mimo podejmowanych prób nie udało mi się dotrzeć do archiwów służb specjalnych ani rosyjskich (sowieckich), ani amerykańskich. Oba supermocarstwa strzegą jak oka w głowie swoich tajemnic operacyjnych, także tych sprzed pół wieku, a więc sparciałych już i nie mających żadnego związku z aktualnymi problemami ich bezpieczeństwa. Prof. Rudolf Pichoja, naczelny dyrektor archiwów Federacji Rosyjskiej w czasach prezydentury Borysa Jelcyna, którego prosiłem o radę i pomoc, odpisał: „nie sądzę, że materiały archiwalne o Światle będą dostępne”. I rzeczywiście — w ogóle nie dostałem odpowiedzi na moje pismo wystosowane w tej sprawie do Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji. W rezultacie moja wiedza o jednym z istotniejszych epizodów w biografii Światły, wielomiesięcznej (styczeń-maj 1945 r.) współpracy z sowieckimi grupami operacyjnymi, jest szczątkowa. Negatywna była też reakcja Centralnej Agencji Wywiadowczej, która w jednym z pism oświadczyła, że „nie może ani potwierdzić, ani zaprzeczyć, że istnieją lub nie istnieją” materiały będące przedmiotem mojego zainteresowania. Ja z kolei utajnię metody, które stosowałem, by zerknąć choć w mały fragment tego, co znajduje się w aktach amerykańskiego wywiadu. Niestety, próby te zakończyły się niepowodzeniem. Z tego właśnie powodu nie mogłem opisać „czwartej twarzy” Józefa Światły, jego życia w Ameryce, a więc było nie było około 30 lat. Nie mogłem też zweryfikować na podstawie materiałów CIA motywów jego ucieczki i tego, czy przygotowywał się do niej, czy też decyzja o przejściu na drugą stronę podzielonego wówczas świata miała charakter spontaniczny. Jak podejrzewam, w rękach Agencji znajduje się też maszynopis wspomnień, które Światło napisał w latach 1955-1956, a które miały być wydane przez Jerzego Giedroycia. Byłby to, a raczej zapewne wciąż jest (chyba że ktoś tekst ten zniszczył), materiał o zasadniczym znaczeniu dla biografii podopiecznego CIA. Trudno — paru białych plam nie udało mi się zapełnić. Przyjemność ich wymazania pozostawiam innym badaczom.
Przy zbieraniu materiałów do tej książki spotkałem się z życzliwością ze strony wielu osób, które wspomagały mnie nie tylko dobrą radą, ale i podejmowały konkretne działania. Zza oceanu wspierali mnie przede wszystkim A. Ross Johnson, z waszyngtońskiego W Wilson International Center for Scholars, zajmujący się historią RWE, dzięki któremu mogłem rozszyfrować część (ale nie całość) procesu powstawania audycji „Za kulisami bezpieki i partii”, oraz Włodzimierz Rozenbaum z Silver Spring, który ma wiele kontaktów wśród emerytowanych oficerów CIA i dobre rozeznanie w niektórych niuansach działania tej firmy. W różnych momentach informacji lub dokumentów z terenu amerykańskiego udzielili mi Bartosz Węglarczyk, Krzysztof Szymborski, Mark Kramer i Timothy Snyder. W archiwum Instytutu Hoovera na Uniwersytecie Stanforda materiałów dotyczących Światły szukała dla mnie Ewa Domańska. Możliwość opisania epizodu o niewydanych wspomnieniach Światły zawdzięczam pomocy Jacka Krawczyka, szefa archiwum Instytutu Literackiego z Maison Laffitte pod Paryżem. Dotarcie do spuścizn Jana Nowaka-Jeziorańskiego i Zbigniewa Błażyńskiego, zdeponowanych w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich, ułatwiła mi Dobrosława Platt. Wspomniana już Anna Sobór, autorka biografii Jakuba Bermana — szefa szefów Światły — znalazła dla mnie informacje o siostrach Światły z czasów ich studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim. Janos Tischler przejrzał zbiory archiwum Open Society w Budapeszcie, w którym znajdują się niektóre materiały RWE. Rozeznać się w tych, które są przechowywane w Warszawie pomagał mi Piotr Osęka. Małgorzata Mroczkowska, dyrektor Archiwum MSZ, szukała na moją prośbę — i co ważniejsze znalazła — dokumentów bardzo ważnych dla opisu pierwszych reakcji najwyższych władz PRL na wiadomość o ujawnieniu się dezertera. Aleksander Gurianow i Olga Czerepowa z moskiewskiego stowarzyszenia „Memoriał” wydobyli z lokalnych archiwów rosyjskiej milicji wypisy dotyczące deportacji Światły w 1940 r. Bez pomocy pana Michała Siwca-Cielebona, jednego z czołowych znawców Wadowic, nie zdołałbym rozgryźć zasad funkcjonowania 12 pp i przebiegu jego exodusu we wrześniu 1939 r. Gerhard Gnauck dostarczył mi plik odbitek z gazet niemieckich dotyczących ucieczki Światły. Paweł Ceranka, kiedy zarzucił pomysł napisania monografii X Departamentu MBR szczodrobliwie przekazał mi wszystkie swoje notatki i odbitki kserograficzne dotyczące tego tematu, a więc także Światły. Swoją wiedzą na temat sposobu traktowania przez Amerykanów uciekinierów na ich stronę dzielił się ze mną chętnie Leszek Pawlikiewicz. Mariusz Kluczewski z Archiwum Państwowego w Krakowie dopomógł w znalezieniu akt sądowych Izaka Fleischfarba, do których w 1954 r. nie dotarła nawet bezpieka. Podziękowania składam paniom Ewie Pirek, Katarzynie Zimowskiej i Jolancie Pawłowskiej z działu udostępniania archiwum IPN, które cierpliwie przyjmowały kolejne pliki rewersów oraz robiły wszystko, co mogły, abym nie czekał zbyt długo na realizację zamówień; niekiedy udawało im się skrócić oczekiwanie. Tyle podziękowań. Są też przeprosiny: należą się one tym wszystkim przyjaciołom, kolegom i znajomym, których przez kilka lat zanudzałem, nieraz w zupełnie niestosownych ku temu sytuacjach, opowiadaniami o Fleischfarbie, Światle, bezpiece i archiwach. Szczególnie poszkodowana była moja żona Ewa, niektóre z tych opowiastek słyszała po wielokroć.
Podobnie jak moja poprzednia książka (o stanie wojennym) także i ta ukazuje się bez przypisów, co ma na celu ułatwić lekturę osobom, które nie są zawodowymi historykami. Zdecydowałem się na to wbrew sarkaniom niektórych kolegów, uważających, że książki naukowe bez przypisów mają mniejszą wartość. Starałem się jednak wszędzie tam, gdzie posługuję się cytatami lub podaję mało znane fakty, wskazać w tekście konkretne źródło. Chciałem bowiem nadać płynność narracji i sprawić, by książka ta — jak z ironią napisał czytelnik cytowany na początku była rzeczywiście „wypieszczona”. Co nie znaczy, iż uważam, że jest ona ostatnim słowem w sprawie Światły, że nic już nie może być dodane ani nic z tego, co napisałem podważone. Pisząc ją, miałem w bardzo wielu przypadkach wątpliwości, mnóstwo spraw musiałem pozostawić w zawieszeniu. Zadawałem pytania, na które nie znalazłem odpowiedzi albo takie, na które musiałem udzielić odpowiedzi wykluczających się. Często więc używam trybu warunkowego, a większość tych rozterek przeniosłem do książki, obnażając w ten sposób warsztat badawczy. Mam nadzieję, że nie zniechęci to czytelników.



Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.