Trapezologjon/Przypisek

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Trapezologjon
Wydawca Nakładem Pillera i Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1875
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PRZYPISEK.

W tym roku przejeżdżając przez miasteczko N..... niedaleko Monplaisir i Berbeciów, niezmierniem się zadziwił spotkawszy na ulicy o kiju idącą postać niezmiernie do kogoś widzianego niedawno, ale którego nazwiska przypomnieć sobie nie mogłem, podobną. Wpatruję się.... łamię głowę, ów przechodzień wita mnie ukłonem, i poznaję nareszcie Nieklaszewicza.
Zatrzymałem się, a że groblą długą jechać mi trzeba było do promu, wysiadłem by ze starym pogadać.
— Jak się pan masz? co tu robisz? zacząłem zrazu; co porabiają w Monplaisir i Berbeciach?
— Co oni tam robią, nie wiem doprawdy, a ja w miasteczku sobie zamieszkałem...... odpowiedział mi chłodno.
— Jakto? rozstałeś się pan z podkomorzym?
— Przecież mi to owego pamiętnego wieczora wyprorokowano! rzekł z uśmiechem.
— I wszystko się tak ziściło?
— Nie wiem, po chwili namysłu odpowiedział stary, a naprzód to skłamał stolik, że mi kapitaliku nie zapłacą, bom go przecie odebrał. Choć procentów zaległych ustąpiłem na chwałę Bożą.
— A! i cóż pan robisz teraz?
— Nająłem domek w miasteczku i żyję powoli....
— A u podkomorzego nie bywasz?....
— Nie! krótko odparł Nieklaszewicz, jakoś rozstaliśmy się zimno.... najedliśmy się siebie do syta....
— Przecież wiedzieć pan musisz co porabia podkomorzy?
— A cóż! uśmiechnął się jedną ust stroną Nieklaszewicz, gospodaruje na współkę z nowym ekonomem, którego żona u niego klucznicą.... Nie można powiedzieć.... Wcale ładna kobiecina....
— A pani podkomorzyna?
— Je, pije i zdrowa żyje! i mocno tyje!
— A pan Henryk?...
— Ożenił się....
— Miljonowo?
— Nie tak bardzo.... jest wprawdzie miljon majątku, ale siedmkroć czystego długu i cukrowarnia w dodatku....
— A panna Celestyna?
— Zawsze dowcipna, zawsze ładna, i zawsze za mąż nie idzie....
— Ale jest nadzieja....
— Jest dwie nadzieje, z których nic nie będzie i trzecia której niechcą, a wziąć będą musieli....
— Stolik jakoś niebardzo odgadł przyszłość.
— A panu? spytał uśmiechając się znowu i spoglądając na mnie z ukosa mój towarzysz.
— Jeszcze nie ze wszystkiem.
— Nie frasuj się pan, przyjdzie wszystko powoli....
— O tem nie wątpię, odpowiedziałem z westchnieniem.
Byliśmy już u promu.
— A pan przewozisz się czy nie? Zapytałem starego który się widocznie zawahał.
— Ot, nie, rzekł kłaniając się, mam do wyboru dwie wieczerze, jedna u proboszcza za rzeką.... ale tam będzie krupnik z fasolką, a druga u pomocnika.... gdzie dziś powinnoby być pieczyste, bo mają gości, zwrócę się do niego. Krupnik ma swoję dobrą stronę, ale na noc zawsze pieczyste wolę....
To mówiąc ruszył głową poważnie, zawrócił się i odszedł, a odtąd więcej go nie widziałem.

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.