Przejdź do zawartości

Trójlistek (Kraszewski, 1887a)/Tom I/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Trójlistek
Wydawca Edward Leo
Data wyd. 1887
Druk Józef Sikorski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


P. Piotr powracał z Wielkopolski, nadzwyczaj podróżą swą oczarowany. Mówił każdemu, kto chciał słuchać, że tu dopiero znalazł ludzi, prawdziwie wykształconych, a zarazem głęboko przejętych zasadami religijnemi o nimi można było mówić i oświecić się z istotnem położeniu. Zapewnił zarazem, że się przekonał, iż na teraz nie było nic do czynienia-oprócz protestowania i manifestowania czci dla przeszłości...
— Ręce mamy związane, — dodawał, — ale język swobodny.. To nasza broń jedyna.
Równie jak p. Atanazy, Piotr wielką wagę przywiązywał do słowa i nauczył się niem władać doskonale.
Określał położenie, jak niemożna lepiej, wady społeczne widział, jak na dłoni, ale ratunku nie znajdował, chyba w głębokiej wierze w Opatrzność, sprawiedliwość i cierpliwe wyczekiwanie.. Różnicę poglądów między braćmi sprawiało to, że p. Piotr się modlił głośniej i całował księży po rękach, a Atanazy, chociaż nie zaniedbywał kościoła i spełniał obowiązki religijne, czytywał ekonomistów, których mało rozumiał, borykał się z socyologią, miał zapas bogatszy wyrazów nowych i określeń i starał się pogodzić postęp z konserwatyzmem, na co miał receptę, której nikomu wyjawić nie chciał.
Piotr zachwycony był krajem, który teraz poznał bliżej, odwiedzając krewnych matki, szczególniej dla jego wyrozumiałości na słabostki ludzkie. Tu nieodpychano nikogo, ani zbankrutowanych niebardzo czysto właścicieli ziemi, ani tych co majątki puścili w karty, ani przywłaszczycieli publicznego grosza, ani innych biedaków, którzy w ciągu życia ulegli namiętnościom. Szło tylko o to, aby okazali skruchę i spełniali pokutę... a nadewszystko aby na zewnątrz nosili na sobie wszelkie oznaki religijnego usposobienia... Tym wszystko było przebaczonem...
Wypadło tak jakoś, że w czasie pobytu państwa Piotrostwa pomimo bardzo ciężkich czasów bawiono się doskonale. Zapraszani z pałacu do pałacu oboje państwo oglądali wspaniałe rezydencye, rozległe parki, ogromne oranżerye i prześliczne urządzenia domów obywatelskich, które z niepojętą sztuką utrzymywały się na stopie zbytkownej, wytwornej, chociaż długi, na nich ciążące, dawno je pochłonąć były powinny. W każdym z tych pańskich domów, pełnym wspomnień z lepszych czasów, niezbywało na niczem, co życie uprzyjemnić mogło, pomimo najopłakańszego stanu interesów. Sześciokonne landary, karety, którym blasku dodawał strzelec na koźle — w kapeluszu, okrytym piórami, w sukni, galonami ozłoconej, konie wielkiej krwi, tualety kosztowne z zagranicy niezmiernie się podobały p. Piotrowej, która teraz z mężem obrachowywała, jakim sposobem ludzie, mniej od nich majętni, mogli posiadać to wszystko i, zagrożeni ruiną, w kłamanych dostatkach pędzić życie.
— Moja kochana, — mówił Piotr, — to jest sztuka, której ty, lękam się bardzo, nigdy nauczyć się nie potrafisz, bo ty zawsze pytasz: „Z czego ja to zapłacę?“ i nie rozumiesz długów. Społeczeństwo potrzebuje być w oczach obcych ludzi, naprzykład Niemców, świetnie reprezentowanem, niechże arystokracyi nie wyrzuca na oczy długów, szachrajstw, majątkowych, nadużycia wiary publicznej, bo tylko tym sposobem biedna arystokracya na stanowisku swem utrzymać się potrafi. Za to się płaci stokrotnie, okazując, żeśmy nie zbankrutowali, że żyjemy po staremu, po pańsku i nie myślimy o oszczędności, bo ona nie odpowiada misyi naszej. Zakładają się towarzystwa, zawiązują banki, bierze się pieniądze cudze i traci na siebie, ale to są konieczności, do których zmusza nas położenie... force majeure. Inaczej Niemcy by nas w kaszy zjedli dawno. Szlachta musi być butną i nie schodzić z tej wyżyny, na jakiej stała.
Piotrowa nie rozumiała nic, ale głową kiwała.
Wyjeżdżała ztąd upojona, przejęta, pełna wdzięczności. W trzech domach, pokrewnych Piotra, musieli, trafiwszy na godzinę subbasty, przyjść w pomoc kapitałem p. Piotrowej i Balbisi, ratując ziemię, nie ludzi. Noszono ich na rękach, dopóki nie zapewnili pieniędzy; natychmiast po ich otrzymaniu obojętnieli ci, co je otrzymali. Piotr pomimo to był uszczęśliwiony, i mógł ratować, czemś się pochwalić i pieniędzmi spłacić dług społeczeństwu. Dodało mu to powagi i ufności w siebie; p. Piotrowa, skromna i bojaźliwa, podniosła się także na duchu. Balbisi w księztwie powodziło się równie szczęśliwie; mało kto pytał tu o jej pochodzenie, wszyscy o posag, o którym dowiedziawszy się, świetną bardzo zapewniano jej przyszłość.
Kręciła się około niej młodzież, zabiegając, starając się przypodobać; Balbisia przyjmowała hołdy, ale sercem, tak spokojnem, twarzyczką, tak obojętną, milczeniem, tak znaczącem, że nikomu nie dała nadziei, aby go mad innych przeniosła.
Opuścili wszyscy księztwo, oczarowani, chociaż na odjezdnem, gdy z nich skorzystano, o ile się tylko dało, pożyczając pieniędzy, zapraszając do udziału we wszystkich, a licznych, przedsiebierstwach, które po trzy od sta w szczęśliwszych przynosiły latach, znacznie dla nich ostygło spółczucie.
Piotr obiecywał sobie namówić żonę, aby się przenieśli ze wszystkiem, co mieli, do księztwa. Tu mu łatwo było przez stosunki krewnych matki powrócić do tej sfery, do której go krew i instynkta jej ciągnęły. Zwalawszy się nędzą i życiem awantarniczem, tem mocniej pragnął teraz podnieść się i na nowo uszlachcić. W czasie pobytu w księztwie nawet nabył jeszcze więcej buty i zmienił jej charakter.
Jedna go tylko rzecz tu raziła. W ciągu życia, które nim rzucało nielitościwie, najmniej się w Niemczech obracał i z Niemcami miał do czynienia; nie lubił ich, razili go. W księztwie, chociaż miłości dla nich niemiano, uczuł Piotr, jak ono było przesiąkłe niemczyzną. Mówiono po polsku, ale myśli były niemieckie; w obyczaj, w wyrażenia, w strój, w ruchy i fizyognomię powciskały się wpływy i infiltracye niewidoczne. W rozmowie żywszej trafiało się nieraz, że komu zabrakło wyrazu, i wstawiał gotowy na miejsce jego germanizm. Mnóstwo rzeczy polskich nazywano po niemiecku, wiele nienaszych przyswojono sobie i zwyczajów, nie wiedząc już, że zostały zapożyczone. Niemodlono się jeszcze po niemiecku, ale przeklinano chętnie i łajano w tym języku. Wpływ ten, jak niewidomy proch kosmiczny, osiadał tu na wszystkiem, a najsmutniej czuć go było we zwrotach myśli, w sądach o wypadkach, w pojęciu życia i stosunków między ludźmi. Dlaczego pod panowaniem Austryi ten sam germanizm nie miał tak przeistaczających własności, i, choć się czuć dawał, ścierano go tam łatwo, — było tajemnicą siły. Panowała ona, niewdzierając się do wnętrza, gdy tu miała piorunową moc elektryczności, która przebija skórę i niszczy, czego przyswoić nie może, a wyzywa do walki, czego pożyć odrazu nie zdoła.
Piotr nie zastanawiał się nad tem głęboko, ale wiedział, że tu z małym szafunkiem siły rzeczywistej hałasu może narobić wiele około siebie.
W czasie pobytu państwa Piotrostwa druga niespodzianka spotkała pana Atanazego: pod pozorem nader małego znaczenia dnia jednego przysłała pani baronowa Narcyza dowiedzieć się o niego, oznajmiając, że go na chwileczkę odwiedzi.
Było w tem coś tak pochlebiającego Atanazemu, którego powiernikiem i sprzymierzeńcem czyniła piękna baronowa, że on sam wyjechał na jej spotkanie, przywiózł ją do siebie, przyjął uroczyście, i drugi już dzień gościła u niego, gdy nadjechali Piotr z żoną i panną Balbiną.
Ze wszystkich tych obcych sobie niedawno ludzi, których tu traf zgromadził, biorąc na uwagę jednostki, baronowa Narcyza, była najsilniejszą praktycznie, najzręczniejszą, najlepiej znającą te sprężyny, któremi się ludzie, jak maryonetki, poruszać dają wedle myśli impresarya. Atanazy miał się za potężnego ale takim nie był, bo z niego życie upływało czczemi słowy. Piotr zużyty był i złamany, a pani Hortensyi i Balbiny liczyć niema potrzeby.
Nim Piotrostwo przyjechali, wspominał o nich Atanazy tylko krótko i z ubolewaniem, że mu ciążyli, niewymieniwszy nawet panny Balbiny; dopiero gdy landara stanęła u ganku, a baronowa policzyła wszystkich ciekawemi oczyma, zapytała Atanazego tak o tych gości, jakby przed komedyą chciała wiedzieć o osobach, które grać w niej będą rolę. Niepotrzebowała żadnego komentarza, kilka ruchów, słów, zapytań i odpowiedzi Piotrowej było dostateczne Narcyzie do uklasyfikowania jej. Spojrzenie na Balbisię starczyło, aby ją poznać. Piotra odmalował jej brat, i tego dla niej było dosyć. Obracała się między nimi w parę godzin potem z zupełnem bezpieczeństwem i swobodą, u Atanazego będąc już, jak w domu.
Piotr ją nieco intrygował, chociaż się go domyślała. Balbisi obecność tłómaczyła się dla niej tem, że Atanazy, śmiejąc się, podszepnął o posagu.
— Jaki był istotny powód przybycia p. baronowej do Atanazego na wieś, — nie łatwo było dojść, choć niby przyjechała się go radzić, jak ma postępować z Ksawerym... Podług niej hofrat był na pół już nakłoniony da porzucenia służby i wywędrowania na wieś. Pochlebiało Atanazemu, że ona go się radzić chciała i wierzył w to, że istotnie ją sprowadziła potrzeba radzenia się ale naprawdę; Narcyza chciała się upewnić, że nad Atanazym zdobyła moc i mogła nim kierować, właśnie dlatego, iż on stał w odwodzie, a Ksawery jeszcze był bardzo wątpliwy. Obecność Balbisi nie była jej przyjemną, ale uczynić ją śmieszną w oczach Atanazego zdawało się bardzo łatwem.
Pierwszy wieczór był wielce ożywiony. Piotr, wypocząwszy przez drogę, mając obfity materyał we wspomnieniach o księztwie, rozpowiadał szeroko o położenia jego i porównywał do Kongresówki i Galicyi.
Pani Narcyza, która nie gardziła najmniejszą zdobyczą i nawet Piotra sobie podbić chciała, dopomagała mu, zajmowała się nim, tak ze zazdrość obudziła w milczącej i nieśmiałej Piotrowej, która, zacisnąwszy usta, grubijańsko w duchu powtarzała: — A to wyszczekana!
Atanazy, niemogący się niczem popisać, milczał kwaśny, dworując około baronowej, która poufałego z nim stosunku obejściem się swem dowodziła aż do zbytku.
Mająca nazajutrz wyjeżdżać Narcyza dała się uprosić, aby pozostała dzień jeszcze. Piotrostwo odpoczywali. Gdy się towarzystwo na spoczynek rozchodziło, Piotr, ciekawy dowiedzieć się czegoś więcej o baronowej, pozostał z bratem, na to zapytanie przygotowanym.
— Cóż to za baronowa do ciebie z wizytami przyjeżdża? — zapytała. — Kuzyna, — powiadasz, — tego brata, który nas znać nie chce? Hę! Mów mi prawde, ja ci w niczem nie przeszkodzę, myślisz się z nią żenić? hę! ale to baba kuta, ona cię zawojuje.
Ruszając ramionami, Atanazy odparł szydersko:
— Przenikliwy jesteś, panie Piotrze! Ani mi się śniło pomyśleć o baronowej. Ona się stara o hofrata, a mnie sobie wybrała za konsyliarza, choć ja jej dopomódz nie umiem. Kobieta biedna.
— Piotr się roześmiał.
— Ona was obu, i hofrata, i ciebie, sprzeda, tak że wy o tem wiedzieć nie będziecie. Biedna! Za kogóż ty mnie masz, żebym temu uwierzył? Nie jesteś tak naiwny, abyś sądził, że ona ciebie do pomocy potrzebować może.
— Przepraszam cię. — wtrącił obrażony Atanazy, — ja się też czasem na co komu przydać potrafię.
— Nie gniewaj się, rzekł Piotr zimno. Ma baronowa majątek?
— Pensyę po mężu, — odparł krótko Atanazy.
— Przystojna, dowcipna, zabawna i niegłupia, — winszuję ci, — dodał Piotr, niebadając już dłużej.
W sypialni zastał żonę, mocno poruszoną. Baronowa Narcyza ze swem szczebiotaniem, ruchawością, rozkazującemi tonami, mieszaniem się do wszystkiego wcale się jej nie podobała.
— To dopiero sroczka! zawołała, zobaczywszy męża u progu. — Atanazy żeby u siebie takie kobiety przyjmował... Cóż to znaczyć!
— Przecież kuzynka naszego brata, wdowa, niema W tem nic złego, — rzekł Piotr.
— Bezwstydna kokieta, a język, a miny! — poczęła Fiotrowa. — Gdybym wiedziała, że ją tu zastanę, wolałabym była nie zajeżdżać. I ten Atanazy na Balbisię żeby spojrzał, a dla niej był z takiemi atencyami...
Piotr śmiał się. Pozwolił żonie się wygadać, na przekór jej chwalił baronową, aż rozweselony spać się położył.
— Dzień następujący był tylko rozwinięciem tego, co się poprzedzającego rozpoczęło. — Piotra zawojowała pani Narcyza zupełnie, wynosił ją i wychwalał, ale doskonale zarazem oceniał charakter. Bawiło go to, że Atanazego, który tak wiele o sobie trzymał, miała niezawodnie opanować i wydać się za niego. Był tego najpewniejszym.
Piotrowa, która pomimo grzeczności baronowej dość smutną grała tu rolę i niedała się jej pozyskać, mały biorąc udział w rozmowie, miała sposobność i czas przypatrywać się swej Balbisi i dostrzegła, że dziewcze ukradkiem rzucało wejrzenia częste na Atanazego, gdy on wcale się jej za to nie odwdzięczał. Ostatnim, a bardzo prostym środkiem pociągnięcia go do Balbisi było obudzenie zazdrości. Po obiedzie Piotrowa, na uboczu się znalazłszy z Atanazym, z uśmiechem mu szepnęła:
— Balbisię moją kochaną nienapróżno z sobą woziłam do księztwa. Hrabia M... znacz na familia, człowiek, jeszcze młody, majątek piękny, choć obdłużony, bo oni tam wszyscy w długach po uszy... formalnie mi się prawie oświadczył o nią. Wprawdzie mu nie dałam odpowiedzi, bo muszę z opiekunami pomówić, ale to rzecz tak, jak skończona... Partyę zrobi świetną i dobra im uratuje...
Atanazy począł się dopytywać o hrabiego Z pewnem zajęciem. Niebardzo mu może było żal panny, ale posag półmilionowy wyrwał z piersi westchnienie. Przydałby się bardzo i jego interesom.
Piotrowa po opisie osoby i rodziny hrabiów dodała:
— Jaka to szkoda, panie bracie, żeś ty się o Balbisię starać nie chciał... Daj Boże, abyś znalazł i tak piękną, i równie pobożną, ale o to dziś trudno.
Westchnęła. Atanazy powtórzył swoje:
— Ja się żenić nie myślę.
— Przez dnia resztę uważała potem Piotrowa, że gospodarz grzeczniejszym był i więcej zabiegającym około Balbisi. Dwa razy z nią rozpoczął rozmowę, której ona, nieśmiała i niewymowna wcale, prowadzić nie umiała; — zdawało się opiekunce, że gonił oczyma dziewcze, i zamiana wejrzeń trwała aż do wieczora...
Działo się to w skutku tego prawa ogólnego, któremu ludzie wszyscy podlegają: p. Atanazy zazdrosnym był, jaknajprostszy gbur; rachunek Piotrowej nie zawiódł.
Baronowa Narcyza chętnieby była przesiedziała tu Piotrostwo, ale ani czas, ani przyzwoitość na to nie dozwalała; musiała udawać, że się śpieszy, i odjechać bardzo rano... Piotrostwo odpoczywali...
Parę tych dni Atanazy spędził z nimi, starając się im siebie, majątek, gospodarstwo pokazać z jaknajlepszej i najwdzięczniejszej strony.
Nie we wszystkiem mógł Piotra zaspokoić, który umyślnie się okazywał zimnym, ale Piotrową zachwycał, jak zwykle. Obiecywała sobie, że, raz się osiedliwszy w Poznańskiem, będzie naśladowała brata i zasięgała rady jego. Krytyka mężowska ją oburzała...
Aż do wyjazdu — Atanazy ciągle był dla panny Balbiny z atencyami, jakich jej nie okazywał wprzódy. Cieszyła się niemi bratowa... ale napróżno słówka jakiego oczekiwała, któreby jej dało nadzieję...
Atanazy, wyzywany, nie oświadczył się... a co myślał, trudno było zgadnąć.
Piotrowa w rozmowie mu oświadczyła, że dla młodości Balbisi musi zwlec stanowcze o jej losie postanowienie. Na co jej los zawiązywać za wcześnie? Jeżeli hrabia ją kocha, powinien być stałym...
Po rozjechaniu się gości p. Atanazy powrócił do swego domowego życia... Właściwiejby powiedzieć było, że chciał wrócić, ale czuł, iż ono było zamącone, i dawny spokój trudny, do odzyskania... Drobne i na pozć mało znaczące okoliczności wniosły pod jego dach jakiś pierwiastek rozkładający. Nierad był z siebie, z nowych stosunków, z życia całego, a nawet z tej przyszłości, w której nie przewidywał już tych świetnych powodzeń, co wprzódy. Gniewał się na siebie, że się czuł słabym. Lękać się zaczynał baronównej; która, pod pozorem że go potrzebowała dla siebie, zyskała nad nim przewagę jakąś. Gniewał się, że czasem myślał o pięknej Balbisi, której pół miliona dozwoliłoby nietylko majątek oczyścić, ale go kupnem nowem powiększyć znacznie.
Ziemi cena szła w górę, należało się śpieszyć z jej nabyciem.
Stanowisko nawet dawne p. Atanazego było zachwiane. Jego wymowa i zręczne przelewanie myśli w różne formy nie miało już dawnego powodzenia i nie tak działało na przyjaciół. Pułkownik napędzał do czynu... a p. Atanazy znajdował, że lepiej było nic nie robić, niż jeden krok fałszywy uczynić...
Następowały właśnie wybory radców do towarzystwa kredytowego; tytuł ten dawał, bądź, co bądź, człowiekowi pewną wydatność. P. Atanazy postanowił stanąć w liczbie kandydatów.
Dzienniki podniosły właśnie kwestyę spółek rolników i roztrząsały ją teoretycznie... Mówiono o tem wiele. Atanazy, jak mu się zdawało, stndyował to zadanie, puścił się więc w polemikę i wysłał list do Gazety warszawskiej, która go z pochlebnym umieściła przypiskiem.
Starczyło to na odżywienie go chwilowe i rozbudzenie we współobywatelach sympatyi dla młodego a dzielnego pracownika na niwie ojczystej. Tymczasem jakiś anonim w innym dzienniku wpadł z szyderstwem na jego wnioski i cały wątły budynek zgruchotał.
List w obronie umieściła wprawdzie Gazeta warszawska, ale w nocie suchej oświadczyła, że dalszej polemice w łamach swych miejsca odmówić musi.
Atanazy wyszedł z tej walki złamany, podrażniony, gniewny prawie, — zarzekając się służenia niewdzięcznym. Na wyborach radców, on, niegdyś najpopularniejszy, wyrocznia współobywateli, otrzymał ilość głosów, tak małą, iż zaprzysiągł nigdy już nie występować w szranki. A że nieprzyjemne wypadki prawie zawsze idą kupą, — obok tego przyszła zaraza na bydło — i neurodzaj po złej zimie. Straty były dotkliwe, a co gorzej, narażona sława jego, jako gospodarza... Chwilowo nawet kredyt okazał się potrzebnym.
Do kogo się tu udać było?
— Nic w świecie draźnić go nie mogło więcej nad konieczność szukania pożyczki. Uciec się do lichwiarzy żydów, którzyby mogli zachować tajemnicę, — przyszło mu na myśl, ale... wstydził się tak poniżyć. Ze współobywateli Ratmański tylko był przy pieniądzach, ale przed nim należało się spowiadać ze stanu majątkowego, — i przyznać do wielu nieoględności. Groziło mu to utratą tak pracowicie zdobytej popularności.
Bijąc się z myślami, — przypomniał sobie Piotra? Właściwie on był przyczyną pierwszą tego zawikłania, dlaczegóżby nie miał zażądać pomocy, której p. Piotrowa chętnieby pewnie użyczyła. Od niej do posagu Balbisi krok był tylko. Dlaczegóżby nie miał się z ładnem dziewczęciem żenić?
Nosił się jeszcze z temi marzeniami, gdy list p. baronowej wezwał go pilno do Krakowa. Tu ona czekała na niego. Przyznawała mu się, że potrzebowała go trochę dla rozbudzenia zazdrości w Ksawerym, który na pół już był nakłonił się podać do dymisyi i z nią razem na wsi zamieszkać... Wzywała go, aby jej towarzyszył do Wiednia.
Atanazy, raz i drugi list odczytawszy, — zawahał się. Coś mu mówiło, że Narcyza się nim posługiwała, niezwierzając przed nim szczerze!..
Chciał odmówić, składając się chorobą, ale, przez noc wymęczywszy się różnemi przypuszczeniami, drugiego dnia pakować zaczął i wyjechał śpiesznie.
Drogę całą spędził, jak w febrze, niemogąc dojść do żadnego stałego postanowienia. Na dworcu kolei, wysiadając, przypadkiem się spotkał z p. Piotrem, który odprowadzał kogoś, wielce niepozornego, obdartego, jednego z dawnych towarzyszów zapewne, chcąc się go pozbyć z Krakowa.
Piotr, zobaczywszy go, poskoczył ku niemu z wielką zapalczywością.
— Nie dam ci jechać do hotelu, — zawołał, — żona by mi oczy wydrapała, bo mi to wymawia oddawna, że w naszym domu, gdzie jest kilka pokojów gościnnych, stanąć nie chcesz, jakbyś się nas wstydził... Musisz tym razem stanąć u mnie.
Atanazy się wymawiał napróżno; na ostatek, pomyślawszy, zgodził się na zaproszenie i pojechał na Sławkowską ulicę.
Odmalować radość p. Piotrowej z tego pożądanego gościa niepodobna. Uniesiona, szczęśliwa, wstrząsnęła na jego przyjęcie domem całym, gdy on, niewdzięczny, natychmiast się ubrawszy na prędce, zbiegł do Saskiego hotelu, w którym go Narcyza oczekiwała.
Nie przyznał się tylko przed bratem i bratową, dokąd tak pilno mu było...
Baronowa, wyciągnięta na szezlongu z romansem francuskim w ręku, na niego oczekiwała. Przyjęła go z największą uprzejmością, rozpromieniona i natychmiast zasiadła mu opowiadać wszystkie przejścia swe z panem Ksawerym...
Zajście jego z przeciwnikami, u góry stojącymi, nabrało takiego charakteru, że hofrat chciał krok zrobić ostatni: prosił o posłuchanie — i gdyby nie otrzymał sprawiedliwości, gotów był skwitować z urzędniczej karjery, wynieść się na wieś... stanąć w opozycyi... Zdawało mu się, że ta groźba... przechyli wagę na jego stronę... W tych dniach właśnie wszystko się miało rozstrzygnąć, ale hofrat się wahał, cofał, potrzeba było naledz na niego... Jutro musieli razem jechać do Wiednia...
Napróżno Atanazy starał się dowieść, że najmniejszego wpływu nie może mieć na brata, że się na nic nie przyda w Wiedniu. Chciała go mieć z sobą baronowa, aby okazać, że nie była samą i opuszczoną...
Łatwo przewidzieć, na czem się skończyło. P. baronowa wyszła zwycięsko. Atanazy towarzyszył jej do Wiednia. Cały wieczór zmuszony przesiedzieć z nią, dwa razy posyłany do telegrafu... ledwie późno zdołał się uwolnić, a gdy powrócił do Piotrostwa, znalazł ich, oczekujących do północy z wieczerzą...
Niezmierna grzeczność bratowej zamiast go ująć — zmęczyła i zniecierpliwiła, ale potrzeba kredytu, którego postanowił szukać u brata — pod pozorem niespodzianego wypadku, zmusiła do ostatka być cierpliwym i grzecznym. Upokorzonym się czuł, niewładając już sobą... zmuszony tłómaczyć... kłamać i osłaniać...
Piotr z największą uprzejmością mu służył, chcąc dowieść, że się mścić nie umie i jest człowiekiem szlachetnych uczuć i serca.
Nazajutrz rano siedział już Atanazy razem z p. baronową w wagonie pierwszej klasy i śpiesznym pociągiem dążył do Wiednia, tak kwaśny i nierad z siebie, iż go Narcyza połajać musiała.
Najdziwniejszy prześladował go skład okoliczności. Gdy do Wiednia przybyli, powołany telegramem jakiś drugi przyjaciel baronowej, — bo miała ich moc niezliczoną — oznajmił jej z miną tryumfującą, że hofrat, na audyencyi przyjęty gorzej, niż zimno, oburzony, podał się wczoraj jeszcze do dymisyi, otrzymał ją i natychmiast Wiedeń opuszczał.
Gdy rozradowana tą wiadomością baronowa wpadła do mieszkania kuzyna, ciągnąc za sobą zupełnie już zbytecznego Atanazego, znalazła go, układającego papiery i rozognionego do najwyższego stopnia.
— — Jedziemy na wieś, — zawołał, widząc ją, — nie mam już tu co robić. Intryga podła wzięła górę, rzucam służbę i zabieram się gospodarować, a razem już nie państwu służyć, które mnie nie potrzebuje, ale krajowi...
Jestem jednym z wielkich właścicieli, łatwo mi przyjdzie zostać wybranym do sejmu i do rady, znam lepiej od innych wszystkie koła i sprężyny... potrafię wywdzięczyć się tym, którzy karjerę moją złamali. Opozycya powita mnie, jako pożądanego pomocnika. Zobaczymy, czy nie pożałują tego, czego się dopuścili na mnie. Potrafię im zapłacić pięknem za nadobne!.. — powtórzył z uniesieniem.
— Słowa płynęły mu z obfitością wielką, a że Narcyza gniew jego podsycała... doszedł do takiej przesady, iż wkońcu sam sobie nagle nakazać musiał milczenie.
Baronowa tak nim była teraz zajętą, że Atanazego zupełnie zaniedbała... Hofratowi o tyle tylko był pomocnym, iż cierpliwie słuchać musiał jego użaleń, oburzenia i planów przyszłości.
Wchodziło w nie i to, że się chciał zbliżyć do familii, powołać do tytułu, którego zapierał się dawniej, syna zasłużonego żołnierza-legionisty.
— Należę do kraju, — mówił, ściskając rękę Atanazego, — do rodziny... chcę być bratem waszym, pragnę w pracy obywatelskiej brać udział czynny. Odkryję wam wiele tajemnic... P. Piotra, choć się, jak słychać, zrehabilitować potrafił, niebardzo sobie życzę widzieć i zbliżać się do niego, ale z wami, panie Atanazy, spodziewam się żyć po bratersku. Narcyza mi zaręcza, żeś miał dla mnie i położenia mego wiele współczucia...
Następowały czułości, które Atanazy przyjmował dosyć chłodno... Narcyza go zaniedbywała i zapomniała o nim tak dalece, że urażony wkońcu, trzeciego dnia opuścił Wiedeń.
W jakim stanie ducha i usposobieniu powracał do Krakowa, łatwo wyobrazić. Przez całą podróż czynił sobie wyrzuty, dawał nauki moralne, obwiniał się i postanawiał zmienić sposób postępowania.
Wszystkiemu wedle jego przekonania winien był przypadek, ukazanie się Piotra i zamęt, jakiego on przyczyną, zbytek dobroci i powolności.
Należało powrócić do dawnego trybu, wejść znowu na drogę, z której zboczył. Dawszy słowo, że, z Wiednia jadąc, wprost do Piotrostwa się zwróci i u nich, choć dzień odpocznie, nie chciał go łamać Atanazy. Zajął więc pokoje gościnne i musiał się poddać przyjęciu, jakie dla niego zgotowała p. Piotrowa.
Uszczęśliwiona, choć mąż się z niej wyśmiewał, wysadziła się jejmość z prawdziwie pańskiem wystąpieniem. Nie wahała się nająć na ten dzień dymisyonowanego kucharza z Krzeszowic, przepłacić najdroższe wina, najwyszukańsze przysmaki. Zaproszono osób jaknajwięcej i najdostojniejszych, aby się tym bratem pochwalić... Piotr pod rozkazami żony, korzystając umiejętnie z popuszczonych cugli, na chwilę nie opuszczał Atanazego.
Pomiędzy gośćmi rodzaju żeńskiego panna Balbina w koronkach, w brylantach, strojna, piękniejsza, niż kiedykolwiek, z wesołym twarzy wyrazem ściągała oczy wszystkich.
Od czasu, jak jej nie widział p. Atanazy, nietylko wypiękniała, rozkwitnąwszy, ale w twarzyczce jej, oczach, ruchach, mowie znać było, że nowe w nią wstąpiło życie...
Zmieniła się cudownie na korzyść swą, a gdy Atanazy przystąpił do niej, witając, zebrała się na kilka słów, takim głosem wymówionych, tak zręcznych, iż zmierzyć ją musiał oczyma zdziwionemi, jakby w niej milczącej i nieśmiałej nie poznawał Balbisi.
Pomimo najmocniejszego postanowienia, powziętego w drodze, gdy potem Piotrowa, mówiąc z nim, o Balbisi napomknęła, wystąpił z tak słodkim komplementem dla niej, że w bratową wstąpiła znowu nadzieja... zawarcia tego związku...
— Ale bo pan Atanazy nie wie, — odezwała się, pochylając ku niemu przez fotel, — co się z tej naszej Balbisi zrobiło. W oczach się nam tak zmieniła, wypiękniała, ożywiła, że się nią nie możemy nacieszyć. Dawniej, bywało, słowo z niej wydobyć. było trudno, a teraz tak szczebiocze, tak czasem się odezwie dowcipnie, że nawet sam Piotr chwali... I śmielsza też daleko. Gdybym ja nie pilnowała jej i nie opierała się, nasz ksiądz dziekan, który jest jednym z opiekunów, dawnoby mi ją wydarł. Mają dla niej upatrzonego młodego pana bez majątku, ale z nazwiskiem, bardzo pobożnego, który podobno pisze książki w obronie kościoła, i oni mu chcą dać bogatą żonę. Tylko że on się jej nie podoba... i mnie też. Pokazywali mi go... Coś ma w ustach, jakby na cały świat pluć chciał. Znajdę dla niego inną, a ja mojej Balbisi nie dam... chyba tylko takiemu, co ją może uczynić szczęśliwą.
— Bezbożnikowi jej nie wyswatam, — ciągnęła dalej Piotrowa ośmielona, — ale znowu takiemu, co książki pisze, choćby najlepsze, nie chciałabym. Balbisia nieuczona, onby jej imponował, i szczęścia by nie było... Do tego, jakby się z wielkiem imieniem człowiek z nią ożenił, posponowałby dziewczynę. Ja ją kocham, jak własne dziecko...
Balbisia i tego dnia musiała się popisywać na fortepianie, ale gra jej zyskała, jak ona... Atanazy przyszedł do niej z komplementem, zatrzymał się chwilę, zaczął rozmowę, słowem uszczęśliwił p. Piotrową.
Sam on nie wiedział, dla czego to czynił... myśl ożenienia jeszcze mu nie przyszła, a przynajmniej sam przed sobą się do niej nie przyznawał.
Wieczorem nakoniec w rozmowie z Piotrem napomknął Atanazy o swoich interesach, o chwilowem zakłopotaniu, a Piotr pochwycił go za słowo, ofiarowując natychmiast pożyczkę. Zapewniał nawet, że pieniądze miał leżące.
Nazajutrz Piotrowa austryacką rentę dobyła ze szkatułki i posłała ją zmienić, aby przyjść w pomoc swojemu ulubieńcowi.
Było to małym tryumfem dla Piotra. Oprócz tego umiał korzystać po swojemu z tego zbiegu okoliczności. Ze zmienionych pieniędzy cząstkę sobie przywłaszczył na pilne potrzeby, a po drodze do wekslarzy dwa razy wstąpił na piołunówkę.
W wielu względach Piotr umiał się zmienić na lepsze, zyskał na powierzchowności, nauczył się znowu mówić po polsku bez mieszania cudzoziemskich wyrazów i wyrażeń, ale piołunówce z wodą i czystej pozostał wiernym.
— Zapach jej zdradzał go przed żoną, która mu czyniła wymówki.
— Gderasz na mnie za to, moja kochana Honoratko, — odpowiadał, śmiejąc się, — za co mnie powinnaś pochwalić, bo widzisz, że jestem stałym i wiernym, choćby piołunówce. Niema ludzi gorszych nad tych, którzy gusta zmieniają i wiarę łamią, co chwila... Z piołunówką na ustach umrę... takim mnie Bóg stworzył!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.