Raz Leonardo zagrał w gwarnym tłumie, A była niedziela,
Powiały wstążki — pieśni jak w fal szumie, Tarantela! Tarantela!
Odtąd Pepita w radości dziecięcej, Szalejąca co niedziela,
Bez Leonarda nie tańczyła więcej, Choć znowu brzmi Tarantela!...
Znikł Leonardo, głucho jęczą dzwony, Wszystkie — choć to nie niedziela.
W klasztorze mniszkę obłóczą matrony, Gdzieś w dali — brzmi: Tarantela!
I wrócił skądsiś djabeł ze skrzypcami, A była niedziela,
Ale już niegrał między dziewczętami, Choć krzyczały: Tarantela!
I poszedł w wieczór po pod mur klasztorny, Gdzie niema wesela,
I zagrał skoro zszedł księżyc nieszporny, A z strón wzlata: Tarantela!..
A biedna mniszka przelękła i blada, Porzuca kąt — gdzie jéj cela,
I wiarołomnie słabym liściem spada W dzikie ramię kusiciela!...
Uszli — lecz dłoń olbrzymia ich dosięgła, A była jasna niedziela —
Zamurowano — Bo krzywoprzysięgła. W dali gdzieś brzmi: Tarantela!
Gdzie on się podział? niewielu! lecz mówiono Że z północy co niedziela
Z skrzypkiem mniszka błądzi muru stroną, I z skrzypców brzmi: Tarantela!