Szlichtada wiejska

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Or-Ot
Tytuł Szlichtada wiejska
Pochodzenie Poezye
Redaktor Franciszek Juliusz Granowski
Wydawca Franciszek Juliusz Granowski
Data wyd. 1903
Druk A. T. Jezierski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
SZLICHTADA WIEJSKA.



Parska czwórka siwków, kopytami bije
I na wiatr wyciąga swe łabędzie szyje,
Parska czwórka siwków, do drogi gotowa,
A na niebie gaśnie zorza purpurowa,

Na ganeczek dworu wyszła młoda para,
Wyszedł siwy dziaduś i babunia stara,
I do sanek wsiedli, z bata „pękł” woźnica,
Polecieli cwałem, jakby błyskawica!

Dworek, cały w szronie, już pozostał w dali
I kościołek z krzyżem, co się w słońcu pali,
Minęli cmentarzyk, kędy śpią spokojnie,
Ludzie pracowici po życiowej wojnie.

Kędy rzucić okiem, śnieg się srebrny bieli,
Słońce czerwień kładzie na puchów pościeli,

Niezmierzona droga w przestrzeń się wynurza,
Nad nią gore zachód, jak ognista róża.

Zda się leci czwórka przez śnieżyste łany
Do jakiejś krainy, do zaczarowanej,
Gdzie na skale stoi zamczysko z kryształu,
A w tym zamku płonie słońce ideału.

Gwarzy dziaduś z babcią o tem, co już było,
Jak to się szalało, jak to się jeździło!
Jak to się kochało na śmierć i na życie,
Gwarzą sobie starzy i łzy ronią skrycie.

Starym dziś wspominać, a młodym śnić pora,
W oczach im się snuje tęcza różnowzora,
Serce gdyby płomień, a krew gdyby siarka, —
Z świecą się nie znajdzie tak dobrana parka!

Toż wiośniana dwójka trzyma się za ręce,
Chłopiec wciąż do uszka szepce coś panience,
Co im lód i śniegi i zima żałosna,
Kiedy w młodych sercach kwitnie cudna wiosna!

Długą śnieżną drogą pędzą lekkie sanie,
A młodzieniec patrzy na swoje kochanie,
Piersi mu rozpiera takich uczuć władza,
Co słońca zapala i góry przesadza!

A panience jakoś i słodko i rzewno,
Jakby była właśnie tej gwiazdeczki krewną,
Co to świeci jasno na wysokiem niebie
I stroskanym ludziom blaski daje z siebie.

Na przeczysty lazur wyszły lampki złote
I sieją na ziemię zadumę — tęsknotę,

Kraczą w polu wrony i stadami lecą,
Drobne iskry śniegu, jak dyamenty świecą.

Zawróciła czwórka, powraca do dworu,
Krwawo okna świecą w senny zmrok wieczoru;
Stach osadził konie i znów „pęknął” z bata, —
Prysła złota chwila, jakby baśń skrzydlata!...






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Oppman.