Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bo i nie potrzeba i trudno! Ale właśnie dla tego, że ona mego serca niegodną się okazała, i że sam przed sobą wstydzę się mego zdradzonego kochania, wprędce może pozbyłbym się żalu, na żadną desperacyę pewno bym sobie nie pozwolił i nawet przebaczyłbym pewnie, gdyby nie to, czego od jej familii, a zwłaszcza od jej braciszka doznałem. To to już na wieki jadowitym wężem w piersi mojej ugrzęzło. Bo kiedy oni uczciwego człowieka, który głowę i serce swoje im dla wspólnego dobra oddawał, za nic mieli i-jak brudny lachman nogą potrącili, to pewno i insi tak samo myślą i postąpić są zawsze gotowi. (Ze zniechęceniem). A kiedy tak, to na cóż mnie starać się pracować, na co mi garnąć się do ludzi obcych? na co o dobrem umieszczeniu na tym świecie myśleć? Żebym i gwiazdę z nieba na ziemię przeniósł, tobym jeszcze mózgów im nie rozświecił i nie wymknął się od ich pogardy!

Kulesza. Słuchaj-no Jerzy. Nie zupełnie to tak jest, jak ty myślisz. Nie jedna była przyczyna tego, że oni cię odtrącili, ale dwie. Druga — pewno dla nich ważniejsza, niżeli pierwsza. Ja również z okolicy szlacheckiej rodem jestem... z Kuleszów pod Lidą; znam też dobrze zabobony i chciwość, które w tych zapłotkach panują. Chciwych zaś, widzisz, w każdym stanie się spotyka. Sam pozbyłem się i jednych i drugiej, chwała Bogu, bo za młodu w świat wywędrowawszy z niejednego pieca chleb jadałem, a i krwi z żył upuściłem nieco dla tej samej świętej sprawy braterstwa i miłości, do której teraz ciebie serce ciągnie. Nieraz znajdowałem się na wo-