Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Teofila. Zmęczony jesteś, możebyś się zaraz położył, a ja już za ciebie obejdę...
Kulesza (zapala zapałką świecę w lichtarzu). Dziękuję Teofili za jej dobre serce, ale ja sobie tylko wierzę i, swoim starym oczom. Dawniej to i parobczyńskie mieszkania tak oglądałem, ale dziś... et!... Dobranoc wszystkim. (Wychodzi na prawo).
(Scena niema. Kobiety powoli wszystko sprzątają w milczeniu. Strzepują obrus, składają serwety. Ustawiają naczynia na półkach kredensu. Aurelia, wciąż zamyślona, robi wszystko jak nieprzytomna. Niosąc stos talerzy idzie przed siebie z oczami utkwionemi w przeciwną ścianę).
Karolka. Awrelka! co ty tak z błędnemi oczami idziesz, jakbyś blekotu się objadła? Na ścianę wleziesz i talerze potłuczesz! (Aurelia zatrzymuje się, spogląda po wszystkich, jakby oprzytomniała i zanosi talerze do szafy).
Teofila (cicho jęcząc). Jezus, Marya!... biedne dziecko! (Całuje naprzód Aurelię, potem Karolkę, żegna je znakiem krzyża świętego i prowadzi do drugich drzwi na prawo. One całują ją w ręce i wychodzą. Teofila, sama, kręci się dalej, mrucząc ciągle jękliwie). Jezus, Marya!.. biedne... biedne dziecko... Och! Boże!... och! Boże! (Włazi na krzesełko i zapala lampkę przed obrazem Matki Boskiej. Potem zamyka na klucz drzwi od ganku. Robi znak krzyża świętego nad drzwiami, wiodącemi do kancelaryi męża, bierze lampę ze stołu i wychodzi. Chwilowa cisza, tylko za sceną odzywa się trzykrotnie, coraz ciszej i dalej głos stróża nocnego: „Werda!“. Wchodzi Aurelia na wpół ubrana, boso. Klęka przed obrazem Matki Boskiej i zaczyna modlić się gorąco po cichu).