Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śnie przyszedłem przeprosić, że dziś z państwem do wieczerzy nie siędę.

Teofila. Dla czegoż to, dla czego?
Jerzy (j. w.) Doniesiono mi, że w piątym rewirze popełniono dziś kradzież... znaczną szkodę.. A przytem mam wiele zajęcia... rachunki...
Kulesza. Które prowadzisz wzorowo.
Jerzy (j. w.) Nad któremi noc całą przesiedzę...
Kulesza. To dla tego właśnie potrzeba się posilić, wzmocnić...
Teofila (zapraszając). Bardzo by nam było przykro...
Jerzy (nagle przerywa). Ja i jutro, ani na objad, ani na wieczerzę nie przyjdę...
Kulesza. A to czemu?
Jerzy (ciągnie dalej, tonem jak w.). Wiele zajęcia mam... w lesie. Zjem sobie cokolwiek u którego z leśników, a wieczorem w swojem mieszkaniu herbaty się napiję i dosyć mi będzie.
Teofila. Jezus, Marya! a toż nam panie Jerzy wielki smutek sprawiasz tem postanowieniem.
Jerzy. (j. w.) Chciałem właśnie powiedzieć, że pojutrze... tydzień cały... a może dwa i więcej całkiem przychodzić już nie będę...
Teofila. A toż co? Chyba pan Jerzy...
Kulesza (trącając żonę). Cicho!
Jerzy (j. w.) I dla tego przyszedłem pożegnać: panią dobrodziejkę (całuje Teofilę w rękę), i pana (kłania się)... i dobrej nocy życzyć pannie Karolinie, pannie Aurelii...
Kulesza (wstaje i wyciąga doń ręce). Musisz być zmęczony. No! to idź spać, a jak się prześpisz, wypo-