Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nawrócić!... Osłów i baranów w ludzi poprzemieniać, to nie łatwa rzecz! Ale co Teofili do tego? Byleby sama ani oślicą ani owcą nie była!... A teraz marsz do kuchni, bo po moich refleksyach i bzdurstwach Teofili strasznie się w mojem wnętrzu głód obudził. Idę do kancelaryi napić się kieliszek wódki i za moment wracam. (Wychodzi na prawo).

Teofila (stoi chwilę zamyślona). Jezus, Marya! jak tak ze mną pogada, to widzi mi się, jakby mi mózg w głowie na tycią sieczkę pokrajał! (Wychodzi na lewo).
SCENA PIĄTA.
JERZY, GRZEGORZ później KULESZA.
Jerzy (mówi do Grzegorza stojącego jeszcze na ganku). Zaraz!... jak pójdziemy razem do lasu, to mi wszystko opowiesz. (Odwraca się i spostrzega, że nie ma nikogo. Wraca do drzwi od ganku i mówi). Nie ma nikogo... wszyscy wyszli... a to... niech Grzegorz wejdzie! (Grzegorz wchodzi). Mów więc... O co chodzi? o co Grzegorz chciał mnie prosić?
Grzegorz. A to widzi pan nadleśny, kowal z Wasilkowiec, co był tu przejazdem dziś rano, mówił, że matka moja zachorowała; chciałem więc upraszać pana nadleśnego, żeby mnie na trzy dni zwolnił od obowiązku. Za trzy dni z pewnością wrócę...
(Kulesza wchodzi. Jerzy go nie spostrzega).
Jerzy (po krótkim namyśle). Dobrze, jedź sobie, a tylko dłużej nad trzy dni nie baw!
Grzegorz. Jak Boga kocham, święte słowo...