Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA PIERWSZA.
TEOFILA, AURELIA, KAROLKA, później KUCHARKA.
Teofila (wraz z Aurelią kończą nakrywanie stołu). No, dobrze już, dobrze... Widzę czystą serwetę kładziesz dla pana Jerzego?
Aurelia. A bo ta od objadu była zbrukana...
Teofila (wzdychając). Ha! czemu by nie miałaś położyć! Niech Awrelka położy... ja się o to nie gniewam.
Aurelia. Wiem przecie, że mamie także chodzi o porządek...
Teofila (bierze głowę Aurelii w dłonie i całuje córkę w czoło). Mizerniejesz, smętniejesz... (Wzdycha głęboko).
Aurelia. Ależ nie mamo, przeciwnie, bawiliśmy się niedawno wesoło, w stodole: tatko, Karolka, pan Jerzy i córka włódarza, Irenka — w cztery kąty, a piec piąty.
Karolka. A pan Chutko ciągle Awrelkę łapał i młynka z nią wykręcał!
Teofila (do Karolki). Tobie, Karolka, co do tego?
Karolka (nadąsana). Bo ze mną wykręcać nie chciał; stałam w kącie, jak zamurowana!
Teofila. Poszłabyś lepiej do kuchni powiedzieć kucharce, żeby wieczerzę podawała.
Karolka. Kiedy jeszcze ani tatko, ani pan Jerzy nie przyszedł.
Teofila. To niech Karolka ich grzecznie poprosi.
Karolka (biegnie do drzwi w głębi i woła). Panie Jerzy, panie Jerzy! proszę grzecznie na wieczerzę.
Jerzy (za sceną). Zaraz służę.
Karolka. Tatku!... czy tatko zaraz przyjdzie?