Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Salusia. Może być, że mój narzeczony jest cudzy i upośledzony, i własnego swego kamienia nawet nie posiadający, ale ja jemu przyrzekłam i słowa dotrzymać muszę.
Jaśmont (b. grzecznie i pogodnie). Słowo jest rzeczą ważną! pięknie to zatem za panną Salomeą przemawia, iż dotrzymać go żąda. Ale, co się tycze małżeństwa, to przysięga tylko przed ołtarzem świętym złożona dwoje ludzi na wieki wiąże, a dopóki jej nie było, wszystko można poczciwie a przystojnie rozwiązać, nikomu ubligi nie czyniąc, ale jednej stronie zarówno jak drugiej drogę do szukania szczęścia wolno pozostawiając.
Oktawia. A pewno! ten pan może sobie inną żonę znaleść i dla niego daleko od Salusi stosowniejszą. Chłopinek, chwała Bogu, nie mało na świecie!
Konstanty. Temu panu jeżeli dobrowolnie od mojej siostry nie odczepi się ja wszystkie zęby w gardło wepchnę!
Salusia ( ogniem). Do tego pana ja bardzo przywiązaną jestem, a żebym też i przywiązaną nie była, słowa jemu dotrzymać muszę.
(Jaśmont chmurnie opuszcza głowę na piersi i zamyśla się. Władysław Cydzik siada bardzo zasmucony).
Zaniewski (głośnym basem). Babskie bałamuctwo!
Pancewicz (piskliwym szeptem). Cicho! wrzawy przy gościach i w tak uroczystej okazyi, panie dobrodzieju, czynić nie wypada!
Michał (szeptem). Ot! jak zaskaliła się w postanowieniu swojem.
Zaniewski (szeptem). Ziółko mieć będzie, kto taką