Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

je zawierać, dobrze i zawieraniu ku pomocy stawać. Z tą pomocą ja panu Cydzikowi, tu przytomnym będącemu, chętliwie przybiedz zgodziłem się, do zacnego tego domu spólnie z nim przybyłem, aby w interesie jego, najważniejszym, jaki tylko na świecie człowiek mieć może, życzliwem a prawdziwem słowem przemówić.

Salusia (n. str. spoglądając ukradkiem na Władysława). Niebrzydki! tylko taki młody! (wzdycha). O, Boże! jaka ja nieszczęśliwa!
Jaśmont (j. w.). Ręczę za tu przytomnego kawalera, że jest poczciwy, trzeźwy, gorejący miłością synowską dla rodzica, z czego wróżyć należy, że i dla towarzyszki żywota miłującym i dobrym będzie. Wszyscy wiedzą, że urodzony godnie, szlachcic z dziada pradziada. Jedynakiem jest u ojca, bo choć siostry ma, ale te wyposażone i za mąż wydane, a ociec — można powiedzieć — że nie na zagrodzie już, ale jakby na folwarku siedzi, półtory włóki dobrej ziemi mając. Dom na dwa końce wyporządzony, dziesięć pięknych krówek w oborze, sto drzewek fruktowych w młodym sadziku, a co tam u niego, obok tych rzeczy widzialnych naleść się może takich, których nikt nie widzi, bo są ostrożnie schowane, ale które on jako dobry ociec dla najmilszego syna jedynaka pilnie zgromadza, o tem mówić nie potrzeba, ponieważ na dłoni okazać ich nie można, ale wszyscy znają pana Onufrego Cydzika i wiedzą, że syn i jedyny sukcesor pustych skrzynek i próżnej sakiewki po nim nie odziedziczy.
Salusia (powstaje nagle i chwyta się za głowę. Półgłosem).