Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Zaniewski. Ociec pono wszędzie oświadcza, że z pięknego domu żonkę dla syna wziąć życzy...
Pancewicz (z dumą). To też go tutaj w swaty przysłał. Szlachetniejszego, panie dobrodzieju, w całej okolicy nie znajdzie.
SCENA ÓSMA.
CIŻ SAMI, OKTAWIA, BARBARA, KOŃCOWA.
(Oktawia wnosi tacę serwetą nakrytą, na niej: chleb, talerze, łyżki cynowe, sztućce w drewnianej oprawie, dwie salaterki dymiące. Za nią Barbara z butelką wódki i drugą z miodem. Ustawiają wszystko na stole. Końcowa zbliża się do Pancewicza i Zaniewskiego).
Pancewicz. Cóż, jakże Anulce podoba się panie dobrodzieju kawaler?
Końcowa. Niczego sobie, tylko, że jeszcze bardzo niezgrabny. Czysty kołek!
Jaśmont (Odchrząknął znacząco. Robi się cisza. Mówi ze swadą). Otóż i nadszedł ten moment, w którym o losie naszym dowiedzieć się nam przyjdzie, a chociaż serce od niespokojności bije, lecz na dłuższe odkładanie też zgodzić się nie chce i rozkazuje mnie wszystkich państwa pięknie prosić, abyście tego co powiem, życzliwemi uszami wysłuchali. (Chwila milczenia).
Salusia (jakby przebudzona, chwyta się za serce). O Jezu!
Jaśmont (kładzie obie ręce na stole i mówi dalej tym samym tonem) Małżeństwo, nierozdzielną spólność żywota mające, w kościele siódmy sakrament święty, rzecz przyrodzona człeku i poczciwa. Dobrze jest