Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Jerzy. Boże? Salomea! ona! (Rzuca się na ziemię, zakrywa oczy i płacze).
Kulesza. Cucić!... Prędzej... żwawo... rozesłać tu siermięgi... położyć ją na ziemi. (Zgromadzeni spełniają jego rozkazy. Księżyc rzuca światło na twarz Salomei).
Mikołaj Chutko (który badał puls Salomei). Nie ma dla niej ratunku... Nie żyje... ja się na tem znam... To już tylko martwe ciało; dusza uleciała do nieba.
Aurelia (klęka i modli się). Przenajświętsza panienko, ulituj się!... A światłość wiekuista... (Kończy szeptem. — Wpada szlachta z Konstantym, obu Cydzikami, Pancewiczem, Jaśmontem, Zaniewskim i Michałem na czele. — Uzbrojeni w strzelby, widły, kosy).
Konstanty. Oddaj nam siostrę chamie... oddaj łotrze, uwodzicielu, bo kiedy bieży to bieży, a gdy padnie to leży. U mnie tak... Oddaj, bo śmiercią ukarzę!
Kulesza. Kogo wam oddać? czy tego trupa?
Konstanty. Salusię! siostrę moją... mnie przez rodziców przyporuczoną, oddać musicie.
Szlachta. Tak! tak!... oddać... inaczej my...
Kulesza. Patrzcie ludzie ślepi i zapamiętali!
Konstanty (dopiero teraz spostrzega ciało Salomei. Z boleścią). Salusia! umarła!... Kto ją zabił, kto?
Kulesza. Ty! (Wskazując na otoczenie Konstantego). ...i wy! Wy wszyscy. Oto smutna ofiara waszych przesądów... i chciwości. (Dość długa chwila milczenia. Konstanty opiera się na ramieniu Zaniewskiego).
Cydzik (klęka, chwyta rękę Salusi i całuje). O, ja nieszczęśliwy! nieszczęśliwy!