Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Jerzy (z drugiej strony ciała). Biorę Boga i ludzi na świadków, żem nie ja jej śmierci przyczyną!
Gabryel (który klęknął nad ciałem Salomei i spokojnie w jej twarz się wpatrywał, robi gest, jakby ich od niej oddalał). Ani ty... ani ty... żaden z was nie winien... żaden całą duszą jej nie kochał, choć naprzód jeden, potem drugi byliście narzeczonymi! Ja tylko... ja głupi... miłowałem ją bez granic... O! za jeden dzień, za chwilkę jedną spędzoną z nią serce przy sercu, oddałbym ostatnią kroplę krwi mojej. Więc wy się tu nie mieszajcie... ona nie wasza... ona usnęła. (Głaszcze ją po głowie). Śpij! odpocznij sobie po męce!... Śpij, Salusia! odpocznij na wieki!
(Zasłona spada).
KONIEC.