Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Dziewka. Oj! pięknie, bo pięknie tańczą!
Salomea. Żeby choć ta muzyka grać przestała! Ale gra, gra, gra... Z za oświetlonych okien wylatuje jak rój os... opada mnie, kole, szczypie, kąsa, do waryacyi doprowadza! Boże mój! Boże! ja zwaryuję. (Biega, jakby się ukryć chciała. Nagle spostrzega sieci wiszące na płocie). Sieci! sieci! (Staje nad rzeką). Ryby tu łowiono. Tu musi być głęboko!... Łódeczka do kołka uwiązana. — Tu musi być głęboko!... Na wesele ryby łowiono!... Teraz jedna ryba wpadnie do wody... wpadnie i zniknie... i nikt nie dowie się nigdy, że tu byłam... nikt nie dowie się, gdzie się podziałam. (Pochyla się nad rzeką). Wiem już teraz gdzie pójdę! wiem gdzie ucieknę! wiem gdzie schowam się na wieczne czasy! (Wraca naprzód sceny, patrząc się w oświetlone okna). Tańcz, Jerzy! bądź szczęśliwy, wesoły... Żegnam cię na zawsze!... tańcz, tańcz bezemnie! Ja sobie pójdę... pójdę... i nigdy już nie wrócę... nigdy nie powrócę... na wieki sobie pójdę...
SCENA TRZECIA.
CIŻ SAMI i GABRYEL.
Gabryel (wpada zdyszany). Salusia! (Chwyta ją za ręce i mówi szeptem). Jesteś... znalazłem cię nareszcie!... (Odwraca się ku oknom). Nie patrz!... tam już po wszystkiem! po wszystkiem! w miejskim kościele ślub brali.
Salomea (w jego objęciach, marzącym, prawie sennym głosem). Gabryś... Gabryś... Gabryś...