Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Dziewka. A ten co ma brodę jasną, długą, aż na piersi... to plenipotent księcia.
Parobek. Ten młody... ot! tam...
Dziewka. Z czarnym wąsikiem... ładny...
Parobek. To rządca całego klucza.
Włościanka. A ci z lewej strony?
Parobek. Pierwszy-ekonom; drugi pisarz... tuż za nim gorzelany...
Dziewka. I różni, różni oficyaliści! Ten wysoki, z czupryną w górę podczesaną, trzyma się prosto, jakby kij połknął, to komisarz księcia. Przywiózł od jaśnie oświeconego śliczny prezent dla panny młodej... takie coś ze złota i z bryljantów...
Włościanka. No, no... dobry pan, dobry.
Dziewka. Przy naszej pani Kuleszowej i przy Karolce żona ekonoma i trzy córeczki... Fiu! fiu! jak to postrojone! na kosach czerwone kokardki!
Parobek. Kiedyż się wystroić, jeśli nie na wesele! Hanka na swoje także się wystroi.
Dziewka. Jak będę miała w co.
Parobek (śmiejąc się). Ludzie postarają się, żeby było w co...
Dziewka (obrażona). Ja tam nikogo o nic nie proszę!
Włościanka. A ot muzyka wchodzi: basy, skrzypców dwoje i klarynet!
Parobek. Wstają... Pan młody Awrelkę w usta pocałował.
Dziewka. A i w rączkę też... Ale on jakoś nie bardzo wesoły...
Włościanka. Stół wynoszą...
Dziewka. Bo pewno tu będą tańczyć!