Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Michał. Jak Boga kocham prawda!
Emilia (śmiejąc się). Tak, tak... to prawda jest. Niech pan Władysław uwierzy i spróbuje!
Cydzik. E! czyż?...
Michał (obejmuje żonę i całuje). O! tak!
Emilia (zaraz po wejściu Salomei, Oktawii i Barbary). A ot! gąski, gąski!... (klaszcze w dłonie) i herbata z rumem!
(Wchodzi Salomea, z koszem gąsek, czyli ciastek pięknie zarumienionych w kształcie podługowatych bułeczek. Rozdaje je gościom, zaczynając od najstarszych i najpoważniejszych. Ci dziękują. Niektórzy mężczyźni w ręce ją całują, kobiety w twarz. Za Salomea, Oktawia i Barbara roznoszą na tacach gorącą herbatę z rumem. Cydzik prawie od wejścia Salomei, chodzi za nią jak cień, w którą tylko uda się stronę. W czasie tej krętaniny bierze z tacy jedną szklankę herbaty z rumem i wypija ją duszkiem).
Cydzik (na str.). Dobra.... Ale już mi coś nie coś czmera w głowie... pewno od gorzałki, miodu... i tej oto herbaty z rumem... Wszystko się w około kręci... kręci... a serce niby młot wali i wali... (Chodzi znów za Salomeą i stara się od czasu do czasu dotknąć to jej ręki, to ramienia, to włosów. Przy jednym z zawrotów, następuje jej na suknię. Ona zachwiała się, o mało nie upadła).
Salomea (gniewnie i opryskliwie). Czego pan Władysław chodzi za mną, jak ciele za krową! Proszę siąść i ludziom nie plątać się pod nogami! (Cydzik zmieszany siada skromnie na krzesełku).