Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Końcowa. Wyjmijcie prędko i tu zaraz przynieście w koszu. (Oktawia, Barbara i Salomea wychodzą do bokówki).
Michał (wraz z Emilią zbliża się do Cydzika, wpatrującego się w drzwi bokówki, w których zniknęła Salomea). No! panie Władysławie, wprędce staniemy się już krewnymi. (Konstanty częstuje starszych miodem. Goście piją i rozmawiają podzieleni na grupy).
Cydzik (roztargniony). A tak... jutro.
Emilia. Czemu pan Władysław tak się wpatruje w drzwi od bokówki?
Cydzik. Bo... bo za niemi, bo za niemi...
Emilia (wybuchając śmiechem). Oktyna i Basia!
Cydzik (jąkając się). Nie... nie one...
Emilia. To jest są i one; ale ja wiem, panu Władysławowi tylko o Salusię chodzi.
Cydzik. A tak, a tak... to jest prawda.
Emilia. Czy ją pan Władysław bardzo miłuje?
Cydzik. Och! bardzo!
Michał. I kiedyż to kochanie w sercu się wzięło?
Cydzik. Od razu!... jak mi tylko pokazano pannę Salomeę i powiedziano, że żoną moją zostać może.
Konstanty (zbliża się z butelką miodu; za nim Pancewicz z kieliszkami na tacy). W ręce pana młodego. (Wypija). Niech nam żyje!
Michał i Emilia. Niech żyje!
Cydzik (wypija). Na podziękowanie!
Konstanty. Jeszcze jeden kieliszek. (Nalewa).