Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Oktawia (bardzo poważnie). Pięknie prosimy.
Barbara (j. w.). Prosimy... prosimy bardzo.
Końcowa (j. w.). Wejść proszę.
Konstanty (j. w.). Czem chata bogata, tem rada!
(Jaśmont szturka w bok Cydzika, który zbliża się do Oktawii, podając jej przedmiot trzymany w rękach, poczem wszystkie trzy siostry i Emilkę całuje po rękach, a mężczyznom ściska dłonie. Jaśmont i drużbowie witają się także z wszystkimi. Oktawia odsłania podany sobie przedmiot. Ukazuje się ogromny pieróg, białym lukrem polewany i gęsto natkany cukrowemi jagodami, grzybkami i kwiatkami. Wszyscy przyglądają się pierogowi z wykrzyknikami podziwu i zachwytu: oho! ooo!).
Oktawia (wznosząc pieróg w górę). O! jaki śliczny!
Barbara. Cudny!
Końcowa. I babka wielkanocna okazalszą być nie może?
Emilia (do Michała). Musi być smaczny i słodki jak pysio mego Michała! (Całują się).
Pancewicz. Nie lada jakim panem młodym być potrzeba, panie dobrodzieju, żeby do domu panny młodej z takim kosztownym pierogiem przyjechać! (Oktawia ostentacyjnie niesie pieróg i ustawia go na stole. Salomea nie rusza się z miejsca).
Konstanty. Nie tylko z pieroga, który jest co się zowie bogaty i wspaniały, ale z promocyi, jaką czynią nam mili goście, cieszy się serce moje. Proszę... proszę panów do kanapy, bo kiedy bieży, to bieży, a gdy padnie, to leży.