Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaraz zjeżdżać się zaczną. Niech jedna i druga to pudło i kuferek (wskazuje na pudło i kuferek Końcowej) wyniosą do bokówki i pod łóżko wstawią, a potem wszystkie razem furrr!... jak ptaszęta... przed dom, gdzie szerzej i jaśniej, wianuszek pleść, bukieciki wiązać... (Dwie dziewczyny wynoszą pudło i kuferek).

Pierwsza drużka. Dobrze pani. A Gabrysia można z sobą do roboty wziąść?
Oktawia (śmiejąc się). Czemu nie! jeśli przystanie.
Druga drużka (ciągnąc usuwającego się Gabryela z innemi dziewczętami, to za odzież, to za ręce). Gabryś! proszę z nami!
Dziewczęta. Prosimy! prosimy! do wesołej panieńskiej kompanii!
Druga drużka (do Oktawii i Barbary). Kiedy nie chce iść!
Barbara (czesząc włosy i układając je na głowie). To już my na to wam nie poradzimy!
Pierwsza drużka. Ostawcie go; przecież to głupi Gabryś, ani do roboty, ani do zabawy. Chwytajcie za mirty... i dalej za drzwi!
Druga drużka. Bo trzeba zawczasu wianeczek spleść i bukiecików nawiązać hurbę! hurbę!
Dziewczęta. Hurbę! hurbę! (śmiejąc się wybiegają).
Gabryel (szepcząc). Pani Pancewiczowo! (Idzie za Oktawią, która kurze ściera i sprząta i meble ustawia). Pani Pancewiczowo!
Oktawia. Niech Gabryś tu się nie plącze i do sprzątania nie przeszkadza.