Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Sarnecki - Harde dusze.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a my chyba piechotą, wszyscy razem, do domu wrócimy, boć to przecie niedaleko.

Jerzy. Czy mama pójdzie?
Chutkowa. Wolę. Ja tam do jeżdżenia nieprzyzwyczajona, a droga do ciebie synku długa... Kobiecie starej, samej, przykrzy się na wózku... Wypocznę sobie idąc pieszo. (Jerzy wychodzi na lewo; widać jak Grzegorzowi wydaje polecenia. W tejże samej chwili Aurelia ukazuje się w głębi).
SCENA CZWARTA.
Kulesza (spostrzegłszy Aurelię, zbliża się do niej). A ty tu po co, Awrelka!
Aurelia. Przyszłam tatka prosić na podwieczorek.
Kulesza. Bajki babom! Już ja wiem, co cię tu sprowadza.
Aurelia (całując go w rękę). Mój tateczku, niech się tatko na mnie nie gniewa...
Kulesza (głaszcze ją po głowie). No, no! (Odwraca ja ku Chutkowej). Patrz!...
Aurelia. Czy ta staruszka, to może matka pana Jerzego, co miała przyjechać?
Kulesza. A jakże! (Jerzy wraca).
Aurelia. Oooo! (Biegnie do Chutkowej, dyga naprzód przed nią, potem w rękę ją całuje). Mama moja mnie kazała... (Spogląda na ojca, jakby się z nim wzrokiem porozumiewała)...i tatko także... abym panią Mikołajową i pana Jerzego na podwieczorek poprosiła. Niech pani Mikołajowa i pan Jerzy będą łaskawi