Przejdź do zawartości

Strona:Zygmunt Różycki - Wybór poezji.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Tu ona niegdyś była!... O, jak bór ten dysze
Świeżością młodych jedlin i żywicznem tchnieniem,
Każda mała gałązka jest mi przypomnieniem
Jej miłości, co krwią się dziś w mem sercu pisze.

Stoję smutny pod leszczyn zielonem sklepieniem
I czekam, czekam drzący, zali nie usłyszę
Jej kochanego głosu, co mdłą przedrze ciszę
I przybieży tu do mnie z nowem pozdrowieniem.

Czekam drżący i patrzę w bór zielono-szary,
W paprocie rozłożyste, w gąszcz splątanych krzewów.
Pełen brzęku owadów i ptaszęcych śpiewów...

Może nagle zadrgają szumiące chojary
I wychyli się z za nich jej postać marzona,
By znowu tak, jak dawniej, upaść mi w ramiona.