Strona:Zygmunt Różycki - Wybór poezji.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.

Tu ona niegdyś była!... Wieczór swe modroty
Już rozsnuł hen na pola i na nieb otchłanie,
Zdala żab przyciszone płynie rechotanie,
W zbożach świerszcze już szepcą swe dziwne tęsknoty.

Tu ona niegdyś była!... To wieczoru granie
Wchłaniała w białą pierś swą — a nad nią swe loty,
Z za wzgórz wyjrzawszy, księżyc rozpościerał złoty
I tkał jej swe bieluchne, świetliste posłanie.

Tu ona niegdyś była jasna, uśmiechnięta,
Pełna dziwnej ekstazy i dziwnej pogody,
Nie pomnę, jak to dawno, — lecz łan zbóż pamięta —

I pamiętają wszystkie rozszumione wody,
Co nas srebrnem, ożywczem kołysały tchnieniem,
Gdym ją drżącą miłosnem oplatał ramieniem.