Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dostałeś zapalenia mózgu, a przytem zapalenia ślepej kiszki, którą wycięliśmy ci wraz z latającą nerką i dwoma migdałkami w gardle, które powodowały zapalenie organów oddechowych!
— I więcej nic mi nie wycięliście?
— Nie, mój drogi!
— To chwała Bogu! mój przyjacielu!





Sklep spożywczy K. B. K.

Mój przyjaciel, uratowawszy mi życie w fatalnej przygodzie miłosnej ze Stefcią z ulicy Szpitalnej — znikł ze Lwowa i słuch o nim zupełnie zaginął.
Byłem najpewniejszy w świecie, że zagarnięto go do świadczeń wojskowych i teraz biedaczysko skrobie gdzieś na etapie kartofle w menaży wojskowej, lub przy jakim tartaku galicyjskim wypieka chlebuś z trocin.
Żal mi było przyjaciela, bo to z kościami poczciwy był chłopiec, usłużny i co najważniejsza, z ogromną ochotą podpisywał wszystkie pożyczki wojenne — a tu właśnie ósma pożyczka wojenna idzie, a jego jak niema, tak niema! Wprost tragedya!...
Przez ten czas wiele rzeczy się zmieniło. W samej ulicy Akademickiej stoją już prócz ogonków: mięsożernego, kawowego, tytoniowego — ogonki spożywcze, marmoladowe i pantoflowe. Ten ostatni składa się wyłącznie z mężów, których żony mają wysokie napięcie i za lada dotknięciem grozi im śmierć, lub nawet coś gorszego. W samem mieście narodziły się ogonki: teatralny, jako dowód sympatyi i uznania dla ustępującego dyrektora Hellera, oraz ogonek kolejowy przy ulicy Trzeciego Maja, gdyż nie jest wskazanem, aby cywile robili zgiełk na zmilitaryzowanej kolei.
Na tle tych ogonków wyrodził się jakiś dziwny potwór, którego ogonkiem nazwać niepodobna, gdyż zajmuje w nieforemnych kształtach cały plac „Na Opałkach“. Jest to kolosalna trafika, nie uznająca ani ustawy, ani pana