Strona:Zweig - Amok.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go zobaczyć, tego, o którym wiedziałem, że cierpiała z jego powodu... ukrywałem się przez cztery dni, nie wychodziłem z domu, nie wychodziliśmy obydwaj z mieszkania... jej ukochany zamówił mi kabinę pod fałszywem nazwiskiem, żebym mógł uciec... Jak złodziej dostałem się na okręt w nocy, żeby mnie nikt nie poznał... wszystko zostawiłem, co posiadałem... Mój dom z całą pracą tych siedmiu lat, cały dobytek wszystko stoi otworem dla każdego... a rząd holenderski już pewnie wymazał mnie z listy swych urzędników, bo bez urlopu opuściłem moje stanowisko... Ale nie mogłem już żyć dłużej w tym domu, w tem mieście... w tym świecie, gdzie wszystko mi ją przypominało... uciekłem, jak złodziej w nocy tylko — dlatego, żeby o niej zapomnieć...

Ale... kiedy przyszedłem na pokład... o północy... mój przyjaciel był ze mną... Wciągano właśnie windą coś w górę.. coś prostokątnego, czarnego... jej trumnę... słyszy pan: jej trumnę!... Ściga mnie aż tu, tak, jak ja ją ścigałem... i musiałem przy tem stać, udawać nieznajomego, bo on, jej mąż był z nią... towarzyszył jej do Anglji... Może chce tam dać zrobić sekcję zwłok... Zabrał ją... teraz należy znowu do niego... Już nie do nas, do nas obydwóch... Ale ja jeszcze żyję... Nie odstąpię jej aż do ostatniej chwili... on się nigdy nie dowie, nie może się dowiedzieć... Potrafię obronić jej tajemnicę przeciw wszelkim usiłowaniom... przeciw temu łotrowi, przed którym uciekła ze świata... Nie, nie, nigdy się nie dowie... jej tajemnica należy do mnie... do mnie!...

73