Strona:Zweig - Amok.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Już w przedpokoju pytał:
— Kiedy pani (powiedział jej nazwisko) umarła?
— O szóstej rano.
— Kiedy przysłała po pana?
— O jedenastej wieczór.
— Czy pan wiedział, że byłem jej lekarzem?
— Tak, ale pośpiech był konieczny... a potem zmarła najwyraźniej żądała tylko mnie. Zakazała wzywać innego doktora.
Patrzył na mnie badawczo; jego blada, trochę otłuszczona twarz zaczerwieniła się, czułem, że jest rozgoryczony. Ale tego właśnie mi było potrzeba — pragnąłem szybkiego zakończenia sprawy, bo czułem — że długo moje nerwy nie wytrzymają. Chciał zrazu odpowiedzieć coś nieprzyjemnego, ale potem powiedział niedbale:
— Jeżeli pan myślał, że się beze mnie obejdzie, to moim obowiązkiem jest teraz skonstatować śmierć i jej przyczynę.
Nie odpowiedziałem, tylko puściłem go naprzód. Potem cofnąłem się, zamknęłem drzwi i położyłem klucze na stół. Zdumiony, zmarszczył czoło.
— Co to znaczy?
Stanąłem spokojnie naprzeciwko niego.
— Tu nie chodzi o to, żeby skonstatować powody śmierci — musimy znaleść inny powód. Ta kobieta zawezwała mnie po nieudanej operacji... nie mogłem jej już uratować. Ale obiecałem ratować jej honor, i uczynię to. I proszę pana o pomoc...
Jego oczy rozwarły się szeroko ze zdumienia.

— Pan nie może przecież wymagać odemnie —

66