Strona:Zweig - Amok.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ności, czy pan wie, jak to jest, kiedy człowiek umiera? Czy był już pan kiedy przy tem, czy widział pan, jak ciało się kurczy, jak sine palce chwytają powietrze, jak gardło charczy, jak każdy członek broni się, każdy palec opiera się tej Zgrozie i jak oko błyska w przerażeniu, na które niema słów? Czy przeżył pan już kiedy coś podobnego, pan, który mówi o niesieniu pomocy, jak o obowiązku? Ja widziałem śmierć nieraz jako lekarz, widziałem śmierć jako kliniczny wypadek, jako fakt... studjowałem śmierć poprostu — ale przeżyłem ją tylko raz, współżyłem i współumarłem tylko wtedy, tej nocy... tej strasznej nocy, kiedy głowiłem się, jak zatamować tę krew, która płynęła i płynęła, bez końca... żeby się czegoś dowiedzieć, żeby coś znaleźć, coś wymyśleć, przeciw tej gorączce, która ją spalała w moich oczach... przeciw śmierci, która się coraz bardziej przybliżała i której nie mogłem odepchnąć od łóżka. Czy pan rozumie, co to znaczy być lekarzem, znać wszystkie lekarstwa przeciw wszystkim chorobom — czuć obowiązek niesienia pomocy, jak pan to ładnie wyraził — a mimo to siedzieć bezsilnie przy umierającej, wiedzieć, a nie móc pomóc... wiedzieć o tem jednem tylko, że nie można pomóc, choćby sobie człowiek wszystkie żyły otworzył... widzieć ukochane ciało, które ginie, męczone cierpieniami, czuć puls, który pędzi a jednocześnie ustaje.... który człowiekowi rozpływa się pod palcami... być lekarzem i nic nie wiedzieć, nic, nic, nic... tylko siedzieć i mruczeć jakąś modlitwę, jak stara żebraczka w kościele, i znowu potem zaciskać pięści!... Rozumie pan to? Rozumie pan to?... Ja... ja tylko jednej rzeczy nie ro-

61