Strona:Zweig - Amok.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie mogę już dłużej wytrzymać na mojej posadzie i muszę przeprowadzić się natychmiast...
Popatrzył na mnie... nie mogę panu opisać, jak na mnie popatrzył... tak jak lekarz na chorego...
— Rozstrój nerwowy, kochany doktorze — powiedział potem — rozumiem to aż nadto dobrze. To się da zrobić, ale musi pan poczekać, powiedzmy... cztery tygodnie... muszę najpierw znaleść zastępcę.
— Nie mogę czekać ani jednego dnia — odpowiedziałem.
Znowu to samo badawcze spojrzenie.
— Musi pan poczekać, — powiedział z powagą — bo nie można przecież zostawiać stacji bez lekarza. Ale obiecuję panu, że jeszcze dziś wszystko zarządzę.
Stałem, zagryzając wargi, po raz pierwszy miałem uczucie, że jestem raz na zawsze sprzedany, że jestem niewolnikiem. Bunt wzbierał już we mnie, ale układny rezydent wyprzedził mnie:
— Pan jest odzwyczajony od ludzi, doktorze, to staje się z czasem chorobą. Dziwiliśmy się wszyscy, że pan tu nigdy nie przyjeżdża, nigdy nie bierze udziału w żadnej zabawie, nie bywa pan śród ludzi. Niech pan przyjdzie przynajmniej dziś wieczór, mamy dziś przyjęcie oficjalne, znajdzie pan tu całą kolonję, a niektórzy życzyli sobie oddawna poznać pana, pytali niejednokrotnie o pana i pragnęli, żeby pan tu przyjechał.

Ostatnie słowa wyrwały mnie z przygnębienia. Pytali o mnie? Kto to mógł być? Naraz stałem

47