Strona:Zweig - Amok.pdf/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zgubę... ona widziała we mnie tylko tego opętanego amokiem, który ją ścigał, żeby ją upokorzyć, ale ja... i w tem była ta sprzezność.. nie myślałem już o tem wcale... byłem już zupełnie zniszczony, chciałem jej tylko pomóc, tylko jej służyć... byłbym w stanie dopuścić się morderstwa, występku, tylko żeby jej dopomóc... Ale ona nie rozumiała mnie. Kiedy rano zbudziłem się i zaraz pobiegłem do niej, w drzwiach jej domu stał boy, ten sam, którego uderzyłem w twarz, i kiedy mnie zobaczył zdaleka — widocznie czekał na mnie — uciekł napowrót wgłąb domu. Może uczynił to tylko w tym celu, żeby mnie tajemnie zameldować... może... jakże dręczy mnie teraz ta niepewność... może było już wszystko przygotowane na moje przyjęcie... ale kiedy go zobaczyłem i przypomniałem sobie wczorajszą obelgę — wtedy ja sam nie miałem odwagi powtórzyć jeszcze raz mojej wizyty... Kolana ugięły się podemną. Tuż przy progu odwróciłem się i wróciłem... wróciłem, kiedy ona może w podobnych mękach czekała na mnie...

Nie wiedziałem teraz, co począć w obcem mieście, które paliło mi stopy, jak ogień... Naraz wpadła mi jedna myśl do głowy: zawołałem na dorożkę i pojechałem do wice-rezydenta, tego samego, którego wtedy operowałem, i kazałem mu się zameldować... Musiało go już coś zastanowić w moim wyglądzie, bo patrzył na mnie przestraszonym wzrokiem, a jego grzeczność miała w sobie coś niepokojącego... może przeczuwał już we mnie opętanego szałem... Powiedziałem mu nagle zdecydowany, że proszę go o przeniesienie do miasta,

46