Strona:Zweig - Amok.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zegar okrętowy wydzwonił dwa pełne, twarde uderzenia, które drżały jeszcze przez chwilę w miękkiem powietrzu i opadły w cichy nieustanny szum, pływający stale pod tramem, w toku opowiadania. Człowiek w ciemnościach naprzeciw mnie musiał zerwać się z przestrachem i przestał mówić. Znowu słyszałem, jak ręka przebierając palcami, dostała się do fllaszki, znowu ciche gulgotanie. A potem rozpoczął pewniejszym głosem, niejako uspokojony:

— Nie mogę panu prawie opisać, co robiłem podczas następnych godzin. Zdaje mi się, że miałem wtedy gorączkę, w każdym razie byłem w stanie podniecenia, które graniczyło z obłędem — opętany amokiem, jak panu powiedziałem. Ale niech pan nie zapomina, że to było wtorek w nocy, kiedy przyjechałem, w sobotę zaś, jak się dowiedziałem w międzyczasie — miał przyjechać jej mąż okrętem P. & O. z Yokohamy, pozostawały zatem tylko trzy dni, skąpe trzy dni na decyzję i moją pomoc. Niech pan to zrozumie: wiedziałem, że muszę ją ratować bez zwłoki, a nie mogłem słowa do niej powiedzieć. I właśnie ta potrzeba wytłomaczenia jej mego śmiesznego, szalonego zachowania podżegała mnie na nowo. Wiedziałem, jak drogocenna była każda chwila, wiedziałem, że dla niej chodziło tu o śmierć i życie, a nie miałem możności zbliżyć się do niej z jakimś znakiem, bo właśnie ta gwałtowność, ta głupota mego pościgu przeraziła ją. Było to tak, jakby ktoś gonił za kimś, żeby go ostrzec przed mordercą, a ten miał jego samego za mordercę i gonił tak na oślep na własną

45