Strona:Zweig - Amok.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biegu, z tak nierozumną szybkością przemijało wszystko... Dziesięć minut, nie: pięć, nie... dwie...
Kiedy się już wszystkiego dowiedziałem o tej kobiecie, o jej losach, o jej nazwisku, gdzie mieszka, popędziłem naprędce wypożyczonym rowerem napowrót do domu, rzuciłem ubranie do kufra, wziąłem pieniądze i pojechałem na stację... pojechałem bez meldowania się u urzędnika obwodowego... nie wyznaczywszy zastępcy, zostawiając dom otworem, ze wszystkiem, co w nim było... Obok mnie stali służący, kobiety pytające, zdziwione, nie odpowiadałem, nie odwracałem się... pojechałem na stację i następnym pociągiem do miasta... w ciągu godziny może, od kiedy ta kobieta przestąpiła próg mego pokoju, rzuciłem moją egzystencję i pędziłem, opętany szałem amoka.
Pędziłem przed siebie... o szóstej wieczór przyjechałem... o szóstej minut dziesięć byłem w jej domu i kazałem się zameldować... to było, rozumie pan, najgłupsze, najidjotyczniejsze, co mogłem uczynić... ale opętany amokiem pędzi, jak ślepy, nie widząc dokąd pędzi... Po kilku minutach wrócił służący, grzeczny i chłodny...
— Jaśnie pani jest niezdrowa i nie przyjmuje...

Zatoczyłem się jak pijany i wyszedłem. Przez godzinę snułem się jeszcze koło jej domu, opanowany obłąkaną nadzieją, że ona mnie będzie szukać... dopiero potem wziąłem sobie pokój w hotelu i dwie flaszki whisky na górę... ta wódka i podwójna doza weronalu sprawiły, że zasnąłem nareszcie.. i ten przykry, ciężki sen był jedyną przerwą w tych wyścigach na śmierć i życie.

44