Strona:Zweig - Amok.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dowy gościł jej szofera przez godzinę... po kilku minutach wiem wszystko... Wiem kim jest... że mieszka w... — powiedzmy, w mieście rządowem, osiem mil drogi koleją... że jest, powiedzmy, żoną wielkiego kupca en gros, szalenie bogatą, dystyngowaną Angielką... Wiem, że jej mąż był teraz przez kilka miesięcy w Ameryce i wraca w najbliższych dniach, żeby ją zabrać do Europy.
Ona jednak — jak trucizna pali mnie ta myśl w żyłach — ona może być w odmiennym stanie najwyżej od dwóch, trzech miesięcy...

Dotychczas mogłem panu jeszcze wszystko wytłomaczyć... może dlatego, że do tej chwili rozumiałem sam siebie... i jako lekarz zdawałem sobie sprawę z mojego stanu, i stawiałem sobie sam djagnozę. Ale odtąd zaczęła się we mnie jakby gorączka... straciłem kontrolę nad sobą... nie rozumiałem już sam siebie... oszalały pędziłem tylko naprzód do celu... Zresztą... może potrafię to panu przecież wytłomaczyć... Czy pan wie, co to jest „amok”?
— Amok?... zdaje mi się, że sobie przypominam... rodzaj pijaństwa u Malajczyków...

— Tysiąc razy więcej niż pijaństwo... szaleństwo, rodzaj ludzkiej wścieklizny, jak u psów... Napad bezmyślnej, morderczej monomanji, która się nie da porównać z żadnem wyskokowem zatruciem... Sam zbadałem kilka wypadków podczas mego pobytu w Indjach — dla innych jest się zawsze bardzo mądrym i bardzo rzeczowym — ale nie odkryłem strasznej tajemnicy źródła tej cho-

42