Strona:Zweig - Amok.pdf/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech pan nie próbuje iść za mną, albo szpiegować mnie... Pożałowałby pan tego!
I już zamknęły się za nią drzwi z trzaskiem.

Znowu wahanie. I milczenie... I znowu ten szum, jakgdyby płynęło światło księżyca. I znowu ten sam głos:
— Drzwi zamknęły się z trzaskiem... a ja stałem na miejscu... bez ruchu... byłem, jak zahypnotyzowany tym rozkazem... słyszałem, jak schodziła ze schodów, zamykała drzwi wchodowe... słyszałem wszystko i moja cała dusza szła za nią... żeby ją... nie wiem, czy zawołać... czy bić, czy zadusić... ale iść za nią musiałem... za nią!... A nie mogłem. Moje członki były sparaliżowane, jak od elektrycznego uderzenia... byłem porażony aż do szpiku kości błyskawicą jej spojrzenia... Wiem, że tego nie można wytłomaczyć, ani opowiedzieć... i może to brzmi śmiesznie, ale stałem i stałem... i przeszły minuty... może pięć, może dziesięć, zanim mogłem oderwać nogę od podłogi.
Ale zaledwie ruszyłem jedną nogą, byłem już pełen gorączki i pośpiechu... w mgnieniu oka zbiegłem ze schodów... Mogła tylko zejść przez ulicę do stacji... chcę wpaść do komórki, żeby chwycić rower i widzę, że zapomniałem klucza, zrywam ścianę bambusową, tak, że trzciny tylko trzeszczą i lecą na wszystkie strony... już siedzę na rowerze i ścigam ją... muszę ją dogonić, muszę, zanim dojdzie do swego samochodu, muszę z nią mówić!!

Ulica zakurzona znika poza mną... dopiero teraz

39