Strona:Zweig - Amok.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lej nastąpi. Więc przepełniony jakąś złą żądzą, zatruty myślą o niej, nagiej, zmysłowej, oddanej, zapanowałem nad sobą i udając obojętność, powiedziałem zimno:
— Dwanaście tysięcy guldenów?.... Nie, za to nie zrobię tego co pani chce.
Spojrzała na mnie, blednąc. Uczuła, że w tym oporze suma pieniędzy nie grała roli.
Ale powiedziała:
— Więc ile pan żąda?
Ale ja nie zgodziłem się teraz na ten chłodny ton.
— Grajmy w otwarte karty. Nie jestem kupcem... Nie jestem owym biednym aptekarzem z „Romea i Julji”, który za „corrupted gold” sprzedaje truciznę... jestem może przeciwieństwem kupca... w ten sposób nie osiągnie pani tego, co pani sobie życzy.
— Więc pan tego zrobić... nie chce?
— Nie za pieniądze.
Zrobiła się cisza.
Taka cisza, że po raz pierwszy usłyszałem jej oddech.
— Czegóż pan zresztą może żądać?
Przestałem panować nad sobą.

— Chcę przedewszystkiem, żeby pani nie mówiła do mnie, jak do kupczyka, tylko jak do człowieka. I jeżeli pani potrzebuje pomocy, niech pani nie zaczyna od proponowania pieniędzy... tylko mnie prosi... prosi mnie, jako człowieka, żebym pomógł pani — człowiekowi... Ja jestem nietylko lekarzem... mam nietylko godziny przyjęć... mam jeszcze inne godziny... i może pani właśnie na taką trafiła...

37