Strona:Zweig - Amok.pdf/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— że jest dobrym lekarzem i że pan... — teraz zawahała się po raz pierwszy — pewnie tu już niedługo zostanie w tej okolicy, szczególnie jeżeli pan będzie mógł zabrać ze sobą większą sumę pieniędzy.
Zimny dreszcz mnie przeszedł. Ta bezwstydna, kupiecka jasność wyrachowania oszałamiała mnie. Dotychczas jeszcze nie otworzyła ust do prośby — ale zgóry wszystko ułożyła, najpierw mnie wyszpiegotowała, potem wyszukała. Czułem, jak jej demoniczna wola wnikała we mnie, ale broniłem się z całem rozgoryczeniem. Jeszcze raz zmusiłem się, by mówić rzeczowo, prawie ironicznie:
— I pani chciałaby... chciałaby mi ofiarować tę „większą sumę” pieniędzy?
— Za pańską pomoc i natychmiastowy wyjazd.
— Czy pani wie, że straciłbym z tego powodu moją pensję?
— Wynagrodzę to panu.
— Pani jest aż nadto wyraźna... Ale ja chce jeszcze wyraźniej to usłyszeć. Jaką sumę przeznaczyła pani jako honorarjum?
— Dwanaście tysięcy guldenów, płatne czekiem w Amsterdamie.

Trzęsłem się... z irytacji... ale także i z podziwu. Wszystko wyrachowała, sumę pieniędzy i sposób ich zapłacenia, przez co byłem zmuszony do wyjazdu; oceniła i kupiła mnie, nie znając mnie wcale, zdecydowała o mnie o poczuciu swej silnej woli. Najchętniej byłbym ją uderzył w twarz... Ale kiedy wstałem — ona też wstała — i popatrzyłem na nią, oko w oko, naraz spoglądając na te zaciśnięte usta, które nie umiały prosić, i na to dumne czoło,

33