Strona:Zweig - Amok.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy pan wie, czy pan nie wie, doktorze, czego chcę od pana?
— Zdaje mi się, że wiem. Ale lepiej mówmy zupełnie wyraźnie. Pani chce swój stan... przerwać?... Pani chce, żebym ją uwolnił od jej omdleń i nudności... żebym usunął powód... Czy tak?
— Tak.
To słowo zabrzmiało, jak uderzenie siekierą. —
— Czy pani wie, że takie próby są niebezpieczne dla obydwóch stron?
— Tak.
— Że jest to prawnie wzbronione?
— Istnieją wypadki, że nietylko nie jest wzbronione, ale wprost wskazane.
— To wymaga w każdym razie orzeczenia lekarskiego.
— Pan zrobi to orzeczenie. Pan jest lekarzem.
Jasno, niewzruszenie spoglądały jej oczy na mnie. Był w nich rozkaz, a ja słaby, nieudolny człowiek drżałem z podziwu przed demoniczną siłą jej woli. Ale kurczyłem się jeszcze. Nie chciałem pokazać, że już byłem zdeptany. Tylko nie za prędko. Robić trudności! Zmusić ją do tego, żeby prosiła — iskrzyła się we mnie niebezpieczna chętka.
— To nie zawsze zależy od woli lekarza, ale jestem gotów z jakimś kolegą... w szpitalu...
— Nie chcę pańskiego kolegi, ja przyszłam tylko do pana.
— Czy mogę spytać, dlaczego właśnie do mnie?
Popatrzyła na mnie zimno.

— Powiem panu to bez ogródek. Dlatego, że pan mieszka zdała od ludzi, że mnie pan nie zna, że

32