Strona:Zweig - Amok.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o podróżach. Naraz silne pukanie do drzwi. Przed drzwiami stoi boy i jedna z kobiet, i obydwoje mają oczy wytrzeszczone ze zdumienia. Robią wielkie gesty: jakaś pani jest tu... jakaś lady, słowem biała kobieta.
Zrywam się. Nie słyszałem żadnego powozu ani samochodu... Biała kobieta, tu w tej dziczy?
Chcę zbiegnąć ze schodów, ale wstrzymuję się na czas, jedno spojrzenie do lustra. Prędko porządkuję moją tualetę, nerwowo, niespokojnie, dręczony jakiemś niemiłem przeczuciem, bo nie znam nikogo na świecie, ktoby przychodził do mnie powodowany przyjaźnią. Nareszcie schodzę nadół.
W sieni czeka dama i podchodzi szybko do mnie. Gęsty welon, używany podczas jazdy samochodem, zakrywa jej twarz. Chcę ją przywitać, ale ona nie daje mi przyjść do słowa:

— Dobry wieczór, doktorze — mówi po angielsku bardzo płynnie (trochę za płynnie, jakby ułożyła sobie co ma powiedzieć) — Proszę mi wybaczyć, że pana napadam. Ale byliśmy właśnie na stacji, nasz samochód czeka opodal — (dlaczego nie zajeżdża przed dom — wpada mi błyskawicznie na myśl) — wtedy przypomniałam sobie, że pan tu mieszka. Już tak wiele słyszałam o panu... Pan dokazał naprawdę cudu z wice-rezydentem. Jego noga jest all right, gra w golfa jak dawniej. Ach tak, wszyscy mówią o tem, oddalibyśmy chętnie naszego mrukliwego Surgeona i tych dwóch innych, gdyby pan przyszedł na ich miejsce. Dlaczego pana nigdy nie widać w mieście? Pan żyje jak yoga...

25