Strona:Zweig - Amok.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kałem. I tak siedziałbym jeszcze tam dziś, gdyby ta kobieta... gdyby się to nie było zdarzyło...
Głos w ciemnościach ucichł. Fajka przestała się tlić. Tak cicho było, że naraz usłyszałem znowu szum wody, łamiącej się i pieniącej na dziobie okrętu i dalekie, tępe uderzenia serca maszyny. Chętnie byłbym zapalił papierosa, ale obawiałem się jaskrawego światła zapałki i refleksu na jego twarzy. A on milczał i milczał. Nie wiedziałem, czy skończył mówić, czy marzył, czy spał, tak matwe było to milczenie.
Wtem dzwon okrętowy wybił jedno silne uderzenie: pierwsza. Zerwałem się. Usłyszałem znowu brzęk szklanki, prawdopodobnie ręka macała wokoło, szukając whisky. Przełknął cicho — potem głos zabrzmiał na nowo, ale teraz więcej naprężony, bardziej namiętny:

— A więc... a więc rzecz się miała tak: siedzę tam na górze, w mojem przeklętem gnieździe, siedzę jak pająk w siatce już od miesięcy, bez ruchu. Właśnie skończyła się pora deszczowa, tydzień za tygodniem pluskało o dach, nikt nie przychodził, żaden Europejczyk, dzień w dzień siedziałem z mojemi żołtemi kobietami i z whisky. Byłem wtedy właśnie zupełnie „down”, chory na tęsknotę do Europy, gdy czytałem jakiś romans o jasnych ulicach i białych kobietach, zaczynały mi palce drżeć. Nie mogę wytłomaczyć panu dokładnie tego stanu, jest to rodzaj podzwrotnikowej gorączki, szalona, gorączkowa, a jednak bezsilna nostalgja, która porywa czasami człowieka. W takim stanie siedziałem raz — zdaje mi się — pochylony nad atlasem — i śniłem

24