Strona:Zweig - Amok.pdf/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie, widząc, jak wściekłość, gniew, zazdrość i żądza rosły w nim, ale jak się zaraz kurczył w sobie, gdy ona zwróciła tylko głowę w jego stronę. Przytuliła się teraz do mnie, czułem jej ciało, które drżało ze złośliwej rozkoszy, wywołanej tą grą, i czułem wstręt do jej uróżowanej twarzy, pachnącej złym pudrem, i do wyziewów jej ciała. A żeby jej twarz oddalić od mojej twarzy, wyjąłem cygaro z papierośnicy i gdy mój wzrok zaczął szukać na stole, krzyknęła znowu do niego:
— Przynieść zapałki!
Nie chciałem, za nic nie chciałem, żeby on mnie usługiwał, i starałem się sam poszukać zapałek. Ale on popędzony jej słowem, jak biczem, zerwał się, poszukał i położył przedemną pudełko z zapałkami prędko, jakby się bał sparzyć, dotykając stołu. Przez sekundę skrzyżowały się nasze spojrzenia: w jego oczach taił się niezmierny wstyd i gorycz. Czułem w nim poniżenie — poniżenie przez kobietę — i wstydziłem się z nim razem.
— Dziękuję panu bardzo, — rzekłem po niemiecku (ona drgnęła) — niepotrzebnie się pan trudził

Potem podałem mu rękę. Zawahał się przez chwilę, uczułem długie, kościste palce i nagły, kurczowy uścisk dłoni. Przez sekundę zaświeciły jego oczy, potem ukryły się znowu pod obwisłemi powiekami. Chcąc dokuczyć dziewczynie, wykonałem zapraszający ruch ręką, gdy wtem ona krzyknęła do niego spiesznie:

262