Strona:Zweig - Amok.pdf/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie. Kiedy do mnie przepijała, przechodził jej wzrok obojętnie koło mnie; mogłem ją obserwować.
Miała właściwie ładną twarz o proporcjonalnych rysach, ale pospolitą i zmęczoną; wszystko było w niej obwisłe, powieki ciężkie, włosy rzadkie, policzki pomarszczone, poznaczone plamami wskutek złej szminki; suknię miała także niedbale włożoną, głos zmęczony i szorstki, skutkiem dymu i piwa. Wyczuwałem w niej istotę zmęczoną i żyjącą tylko z przyzwyczajenia. Bojaźliwie zadałem jej jakieś pytanie. Odpowiedziała nie patrząc na mnie, obojętnie i tępo, zaledwie poruszając wargami. Czułem, że nie ceniła mnie sobie wysoko. W głębi lokalu ziewała właścicielka, druga dziewczyna siedziała gdzieś w kącie i patrzyła w moją stronę, jakby czekała na to, aż ją zawołam.
Chętnie byłbym odszedł, ale wszystkie członki ciążyły mi, zataczałem się jak marynarz, przywykły do innego powietrza, w tych gęstych dusznych oparach, ta obojętność, panująca tu, drażniła mnie i krępowała.
Nagle zerwałem się, przerażony jakimś przeraźliwym śmiechem tuż obok mnie. I jednocześnie płomyk lampy zachwiał się; po przeciągu uczułem, że ktoś musiał otworzyć drzwi poza mojemi plecami.
— Znowu przychodzisz, — krzyknęła szyderczo dziewczyna po niemiecku — Znowu włóczysz się koło domu, ty kutwo! Chodź, chodź, nie zrobię ci nic złego!

Odwróciłem się najpierw do dziewczyny, wy-

259