Strona:Zweig - Amok.pdf/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do Theresianum, dziecka bez ojca, Twego dziecka — człowiek ten kochał mnie, jak córkę. Trzy czy cztery razy oświadczył mi się — mogłabym być dziś hrabiną, panią wspaniałego zamku w Tyrolu, mogłabym być wolną od wszystkich kłopotów, bo dziecko miałoby kochającego ojca, który je ubóstwiał, a ja — dobrego, cichego męża — ale nie uczyniłam tego, choć tak bardzo, tak często nastawał na to — choć tak wiele zadawałam mu bólu odmową. Może to była głupota z mej strony, bo żyłabym gdzieś cicho i bez troski, a to dziecko ukochane byłoby ze mną, ale — dlaczego nie mam Ci wyznać? — nie chciałam się wiązać, chciałam być wolną dla Ciebie, w każdej chwili. Gdzieś w głębi duszy, pod świadomością, żyło we mnie jeszcze ciągle dawne marzenie, że może mnie jednak kiedyś do siebie zawołasz, choćby na godzinę. I dla tej jednej, niepewnej chwili odrzuciłam wszystko od siebie, żeby tylko być wolną dla Ciebie, na Twoje pierwsze zawołanie! Całe moje życie było od chwili zbudzenia się z dzieciństwa czekaniem, tylko czekaniem na Twoją wolę!..

Owa oczekiwana chwila nadeszła. Ale Ty nie wiesz kiedy, nie domyślasz się, mój ukochany! Wtedy także nie poznałeś mnie — nigdy, nigdy mnie nie poznawałeś! Spotykałam Cię już dawniej dość często w teatrze, na koncercie, w Praterze, na ulicy, — za każdym razem coś targało mi serce, ale Ty nigdy nie patrzyłeś na mnie. Zewnętrznie byłam całkiem inna, z nieśmiałego dziecka zrobiłam się kobietą, ładną, jak mówiono, w kosztownych tualetach, otoczoną wielbicielami; jakże mogłeś

236