Strona:Zweig - Amok.pdf/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie oskarżam Cię, mój ukochany, nie oskarżam Ciebie! Przebacz mi, jeżeli mi czasem kropla goryczy spłynie na pióro. Przebacz mi. Moje dziecko, nasze dziecko leży tu w migocących płomykach świec, Bogu groziłam pięściami, nazywałam Go mordercą! Moje myśli są mętne i bałamutne, przebacz mi moją skargę, przebacz mi!... Wiem, że jesteś dobry w głębi serca i chętnie pomagasz innym, ratując nawet obcych sobie, jeżeli Cię poproszą o pomoc. Ale Twoja dobroć jest dziwna, każdy ma do niej dostęp, każdy może wziąć z niej, wiele chce, wiele jego ręce uchwycą, Twoja dobroć jest wielka, nieskończenie wielka, ale jest — wybacz mi: — leniwa. Chce, żeby odwoływać się do niej, chce, żeby ją zdobywać. Ratujesz chętnie, jeżeli się Ciebie zawoła, poprosi; ratujesz ze wstydu, ze strachu, z słabości, ale nie z chęci ratowania. Ty — pozwól sobie powiedzieć otwarcie — nie kochasz człowieka, będącego w niedostatku i przygnębieniu bardziej, niż Twego brata, opływającego w szczęściu. A takich ludzi, jak Ty, nawet najlepszych, ciężko jest o coś prosić. Raz, gdy byłam jeszcze dzieckiem, widziałam przez okienko w naszych drzwiach, jak dałeś coś żebrakowi, który dzwonił do Twoich drzwi, dałeś mu prędko i nawet dużo, ale podałeś mu te pieniądze z pewną trwogą i pośpiechem, z życzeniem, żeby sobie poszedł jak najprędzej, zdawało mi się, żeś się bał spojrzeć mu w oczy. Zawsze będę pamiętać ten Twój niespokojny, bojaźliwy, uciekający przed wdzięcznością rodzaj dobroci. I dlatego nigdy nie zwróciłam się do Ciebie. Wiem, że byłbyś mnie wte-

229