Strona:Zweig - Amok.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan jest obcy człowiek i ja panu jestem obcy, a ja pana proszę, żeby pan milczał o tem, że mnie pan tu spotkał... dobrze... pan milczy, pan spełnia ten obowiązek... Teraz proszę pana, żeby pan ze mną mówił dlatego, że moje milczenie mnie dławi.... i pan jest w tej chwili gotów słuchać mnie... dobrze, ale to wszystko jest łatwe... A gdybym pana prosił, żeby mnie pan porwał i strącił z okrętu... wtedy kończy się uprzejmość i gotowość niesienia pomocy! Gdzieś się kończy... tam, gdzie się zaczyna własne życie i własna odpowiedzialność... gdzieś się musi skończyć... gdzieś ustaje ten obowiązek...
Albo może właśnie... Czyż lekarz musi być koniecznie zbawicielem, pomagającym całemu światu, tylko dlatego, że posiada dyplom z łacińskiemi wyrazami, czyż musi oddać życie, jeśli jakaś... czy jakiś ktoś przyjdzie i żąda, żeby był szlachetny, dobry, gotowy do pomocy? Tak, gdzieś ustaje ten obowiązek... tam, gdzie się już nie ma sił... tam...
Zamilkł na chwilę i porwał się znowu:

— Przepraszam pana, jestem taki podniecony... ale nie jestem pijany... jeszcze nie pijany... to mi się także zdarza teraz, przyznaję się panu szczerze... w tej piekielnej samotności... Niech pan pomyśli, siedem lat, siedem lat żyłem tylko między zwierzętami i krajowcami... Wtedy zapomina się mówić spokojnie. Kiedy się raz otworzy zaporę, przelewa się wszystko... Ale niech pan poczeka... wiem już... chciałem pana zapytać... chciałem panu opowiedzieć taki wypadek: czy się ma obowiązek pomocy... tak, w anielsko czystej intencji pomóc, czy... Obawiam się,

19