Strona:Zweig - Amok.pdf/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zachowywałeś się wobec mnie z taką swobodną, przyjacielską poufałością, że byłbyś mnie w każdym razie oczarował, nawet gdybym już oddawna nie należała do Ciebie całą duszą!... — Ach, nie umiesz tego odczuć, jak olbrzymiej rzeczy dokazałeś, nie rozczarowując mnie wtedy, po pięciu latach oczekiwania!
Zrobiło się późno. Wstaliśmy. W drzwiach restauracji spytałeś mnie, czy się spieszę, czy też mam może jeszcze czas. Jakże byłabym mogła zamilczeć, że jestem gotowa oddać się Tobie! Powiedziałam, że mam jeszcze czas. Potem spytałeś, pokonywując jakieś lekkie wahanie, czy nie mogłabym pójść na chwilkę do Ciebie, żeby porozmawiać trochę.

— Dobrze — powiedziałam zupełnie naturalnie, pod wpływem przepełniającego mnie uczucia i spostrzegłam odrazu, że byłeś szybkością mej decyzji widocznie zdziwiony, może niemile, może radośnie. Dzisiaj rozumiem owo zdziwienie; wiem teraz, że kobiety, choćby pragnienie oddania się paliło je, starają się zazwyczaj zaprzeczyć temu, udają przestrach, albo przerażenie i dopiero na skutek próśb, kłamstw, przysiąg, albo przyrzeczeń, zgadzają się na to pomału, czego same pragnęły. Wiem teraz, że tak radośnie na tego rodzaju zaproszenia odpowiadają tylko osoby, uprawiające miłość z profesji, albo całkiem niewinne, niedorosłe dzieci. Ze mnie mówiła jednak — ale skądże Ty mogłeś to przeczuwać? — zduszona, tryskająca tęsknota z ubiegłych dni. W każdym razie byłeś zdumiony. Zaczęłam Cię interesować. Czułem, kiedy szliśmy razem, że

223