Strona:Zweig - Amok.pdf/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzwonka, huczącego mi w uszach, wróciłam, chwiejąc się na nogach, do naszego zniszczonego, opustoszałego mieszkania i rzuciłam się wyczerpana na jakiś pled, zmęczona temi kilkoma krokami, tak, jakbym godzinami brnęła po najgłębszym śniegu. Ale pod tem wyczerpaniem żarzyło się postanowienie zobaczenia Ciebie, pomówienia z Tobą, zanim mnie stąd zabiorą. Nie było w tem, przysięgam Ci, żadnej zmysłowej myśli, byłam jeszcze zupełnie niewinna, właśnie dlatego, że o niczem innem nie myślałam tylko o Tobie; tylko widzieć Cię chciałam, jeszcze raz zobaczyć Cię, uczepić się Ciebie. Przez całą noc, przez całą straszną noc czekałam na Ciebie, mój ukochany. Zaledwie matka położyła się do łóżka i zasnęła, udało mi się wydostać się ukradkiem do przedpokoju, ażeby podsłuchiwać, jak będziesz wracał do domu. Czekałam przez całą noc, a była to mroźna noc styczniowa. Byłam zmęczona, bolały mnie kości, a nie było już krzesła, żeby usiąść na niem, położyłam się więc na podłodze, gdzie wiało od szpary pod drzwiami. Leżałam tak tylko w lekkiej sukni, na twardej, lodowatej podłodze, bo nie wzięłam żadnego przykrycia, nie chciałam, żeby mi było ciepło z obawy, iż mogłabym zasnąć i nie dosłyszeć Twoich kroków. Czułam ból, drżałam cała, musiałam nagle wstawać, tak zimno mi było podczas tej okropnej ciemnej nocy. Ale czekałam, czekałam, czekałam na Ciebie, jak na moje przeznaczenie.

Nareszcie — musiała być już druga, albo trzecia w nocy — usłyszałam trzask otwierającej się bramy na dole, a potem kroki, idące wgórę po scho-

213