Strona:Zweig - Amok.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzo uważać, żeby moja matka nie spostrzegła rozpaczy w moich zapłakanych oczach.
Wiem, że to wszystko, co Ci tutaj opowiadam, to brzmi jak przesada i dziecinne głupstwa. Powinnabym się tego wstydzić — ale nie wstydzę się — bo nigdy moja miłość nie była bardziej niewinna a zarazem bardziej namiętna, jak wówczas. Godzinami mogłabym Ci opowiadać, jak wtedy żyłam Tobą, choć Ty zaledwie wiedziałeś, jak wyglądam, bo jeżeli spotkałam Cię na schodach i nie mogłam się już cofnąć, przebiegałam ze spuszczoną głową obok Ciebie, jak ktoś, który rzuca się do wody, ażeby się w ogniu nie spalić. Godzinami, dniami całemi mogłaby Ci opowiadać o tych dawno minionych czasach, mogłabym przerzucić cały kalendarz Twego życia, ale nie chcę Cię znudzić, nie chcę Cię męczyć. Chcę Ci się tylko zwierzyć jeszcze z tego najpiękniejszego przeżycia w mojem dzieciństwie, i proszę Cię, żebyś nie drwił ze mnie, bo dla mnie, dziecka, było to wtedy czemś nieskończenie ważnem.

Było to w niedzielę, zdaje mi się, Ty bawiłeś wtedy w podróży, Twój służący wlókł ciężkie dywany, które wytrzepał, przez otwarte drzwi Twego mieszkania. Trudno mu to było, biedakowi samemu, i dziwiąc się własnej zuchwałości przystąpiłam do niego i spytałam, czy nie mogłabym mu pomóc. Był zdziwiony, ale nie bronił mi. I tym sposobem zobaczyłam — gdybym Ci tylko umiała opisać, z jaką pokorną, poprostu pobożną czcią! — zobaczyłam Twoje mieszkanie od wewnątrz, Twój świat, biurko przy którem siedziałeś zwykle i na

209