Strona:Zweig - Amok.pdf/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstydzę się ani innych, ani siebie samego. Słowa, jak honor, zbrodnia, występek, nabrały naraz jakiegoś zimnego, blaszanego dźwięku, nie jestem w stanie wymówić ich bez przerażenia. Żyję, pozwalając sobie żyć, na mocy tej siły, którą wówczas po raz pierwszy tak magicznie odczułem. Dokąd mnie ona pędzi, nie pytam: może w to, co inni nazywają występkiem, — albo może do czego wzniosłego. Bo wierzę, że tylko taki człowiek żyje naprawdę, któ swój los przeżywa, jako tajemnicę.

Nigdy jednak — jestem tego pewny — nie kochałem innych goręcej niż teraz, i wiem, że każdy popełnia zbrodnię (jedyną, jaka istnieje), kto jest obojętny dla jakichkolwiek form i kształtów życia. Od czasu, od kiedy zacząłem rozumieć samego siebie, rozumiem także nieskończenie wiele innych rzeczy: łaknące spojrzenie człowieka, stojącego przed jaką wytsawą, przyprawia mnie o wstrząs, skoki psa mogą mnie wprawić w zachwyt. Naraz zwracam uwagę na wszystko, nic nie jest mi obojętne. Czytam w gazecie (w której zajmowały mnie dawniej tylko informacje o rozrywkach i licytacjach), codziennie sto rzeczy, które mnie wzruszają, odkrywam naraz książki, które mnie dawniej nudziły. I co najdziwniejsze: mogę z ludźmi teraz prowadzić rozmowę inną, niż tę, która nazywa się towarzyską konwersacją. Mój służący, który służy u mnie od siedmiu lat, interesuje mnie, rozmawiam z nim często, stróż, obok którego przechodziłem dawniej, jak koło poruszającego się słupa, nie zwracając na niego uwagi, opowiadał mi niedawno o śmierci swojej córeczki — i to mnie bardziej wzru-

189