Strona:Zweig - Amok.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

juty i zasnąłem snem ciężkim, dziwnie poplątanym bałamutnemi widziadłami.

Dotrzymałem przyrzeczenia i nie mówiłem nikomu na okręcie o osobliwem spotkaniu, pomimo, że pokusa była niemała. Bo podczas podróży morskiej najmniejsza drobnostka staje się wydarzeniem: żagiel na horyzoncie, delfin w skoku, nowo odkryty flirt, przelotny żart. Przytem dręczyła mnie ciekawość dowiedzenia się czegoś więcej o tym tajemniczym podróżnym, szukałem w liście okrętowej nazwiska, któreby mogło należeć do niego, przypatrywałem się ludziom, czy mogli pozostawać z nim w jakimkolwiek związku; owładnęła mną nerwowa niecierpliwość, przez cały dzień czekałem właściwie tylko na wieczór, czy go znowu nie spotkam. Zagadkowe psychologiczne sprawy mają nademną poprostu niepokojącą przewagę, drażnią mnie aż do krwi, chciałbym wszędzie dociekać związków, a dziwaczni ludzie potrafią mnie już przez swą obecność rozpalić aż do namiętności, namiętności niemniejszej, niż chęć posiadania kobiety. Dzień mi się dłużył i kruszył w palcach. Położyłem się wcześniej do łóżka: wiedziałem, że się zbudzę o północy, że mnie to zbudzi.
I rzeczywiście, zbudziłem się o tej samej porze, co wczoraj. Na zegarku obydwie wskazówki nafosforyzowane stanowiły jedną jasną linję. Prędko wyszedłem z parnej kabiny w jeszcze duszniejszą noc.

Gwiazdy błyszczały, jak wczoraj i sypały prze-

15